Damian Cygan: Czego jeszcze nie wiemy o obronie Westerplatte we wrześniu 1939 r.?
Piotr Dmitrowicz: Można dyskutować, kto był faktycznym dowódcą obrony Westerplatte i ta dyskusja na pewno będzie trwała. Mimo wszystkich zawirowań wokół tej sprawy wychodzę z założenia, że dowodził major Henryk Sucharski. To ta postać, podobnie jak wszyscy obrońcy Westerplatte, powinni być honorowani. Jestem akurat z tego pokolenia, dla którego Westerplatte to przede wszystkim te słynne słowa Jana Pawła II, jakie padły w czerwcu 1987 r. w Gdańsku. Papież powiedział wtedy: "Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte". W polskiej historii Westerplatte to jest symbol. Myślę, że najważniejsze rzeczy o tamtych wydarzeniach wiemy, choć o historii oczywiście zawsze można dyskutować.
Czy po tylu latach od zakończeniu II wojny światowej jesteśmy w stanie odwrócić narrację obowiązującą za granicą, że ofiarą Hitlera byli tylko Żydzi?
To akurat nie jest kwestia jednego wystąpienia czy jednych obchodów. To wymaga ciężkiej pracy. Ja natomiast widzę inne zagrożenie, ponieważ idzie potężna fala kłamstwa ze Wschodu. Rosjanie próbują pokazywać, że Polacy przed wojną wchodzili w sojusz z Hitlerem, że pakt Ribbentrop-Mołotow co prawda był (najpierw Sowieci twierdzili, że go nie było), ale nie miał znaczenia. Obchodząc rocznicę wybuchu II wojny światowej zapominamy, że ona miała dwa akordy: 1 i 17 września. Według różnych badań 17 września jest w Polsce datą bardzo słabo kojarzoną. A ona jest fundamentalna.
W Rosji ta data również nie istnieje...
W Rosji w ogóle jest tak, że Wielka Wojna Ojczyźniana rozpoczęła się 22 czerwca 1941 r., kiedy III Rzesza zaatakowała Związek Radziecki. Wszystkie pomniki na wschód od Bugu właśnie w ten sposób informują o II wojnie światowej.
Przedstawicieli Federacji Rosyjskiej na dzisiejszych obchodach nie będzie, bo nie zostali zaproszeni.
W mojej ocenie to słuszna decyzja, bo ona pokazuje, co naprawdę wydarzyło się we wrześniu 1939 r. – że agresorów było dwóch. Oczywiście to Niemcy rozpętały wojnę i zaczęły ją atakiem na Polskę, ale sojusznikiem Hitlera był Stalin i gestapo znakomicie współpracowało z NKWD. Dlatego to też powinniśmy podkreślać. Sygnał idzie jasny: towarzysz Putin może sobie świętować z państwami zachodnimi zakłamaną datę końca II wojny światowej. My natomiast musimy budować spójną narrację, mianowicie że 1 września 1939 r. zostaliśmy napadnięci, a w maju 1945 r. zakończyła się wojna, którą sromotnie przegraliśmy. Bo ta narracja, która funkcjonowała przez ostatnie 30 lat o Dniu Zwycięstwa, że my coś zyskaliśmy, jest po prostu dramatyczna.
Czy reparacje wojenne w ogóle są realne? Premier Mateusz Morawiecki powiedział niedawno, że Polska ustali kwotę, jakiej będzie domagać się od Niemiec. Ale na razie to wciąż tylko słowa.
Ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć, bo nie jestem prawnikiem i nie wiem, jak to wygląda od strony formalnej. Natomiast z perspektywy historycznej ważne jest, że ten temat funkcjonuje. Jeżeli Polska o tym mówi, to będzie odzew strony niemieckiej. Widać, że o ile kiedyś w RFN w ogóle nie było szczególnie mocnej reakcji np. na raport o stratach wojennych Warszawy opracowany za prezydentury Lecha Kaczyńskiego, to już dzisiaj ta reakcja na reparacje jest. To dobrze rokuje na przyszłość.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.