Wolność słowa i religii odchodzi do lamusa. Naśladując obce totalitarystyczne wzorce zrywamy z własną kulturą, która ceniła swobodną wypowiedź i uczciwą debatę. Czy robimy to z głupoty, czy raczej w ramach zadaniowania z zewnątrz, pozostaje drugorzędne. Skutek jest ten sam: polityczne samookaleczenie.
14 lutego 2025 roku wiceprezydent Stanów Zjednoczonych w bezprecedensowy sposób skrytykował Unię Europejską. Przemawiając na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa piętnował postępującą cenzurę, która dotyka demokracji na Starym Kontynencie. Wymieniał konkretne przykłady, kiedy państwowy reżim jednomyślności zamyka ludziom usta. Tak się akurat składa, że dotyczy to przede wszystkim wolności religijnej: wierzący nie mogą protestować przeciwko aborcji albo wyrażać swojego zdania na temat LGBT. Vance wywołał powszechne oburzenie europejskich elit, ale nikt nie był w stanie zaprzeczyć faktom, które podał: wolność słowa w Europie po prostu się kurczy.
Źródło: DoRzeczy.pl
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.