Semka: Muzeum Westerplatte odda hołd bohaterstwu polskich żołnierzy

Semka: Muzeum Westerplatte odda hołd bohaterstwu polskich żołnierzy

Dodano: 
Piotr Semka "Do Rzeczy"
Piotr Semka "Do Rzeczy" Źródło: PAP / Radek Pietruszka
– Jako członek rady Muzeum II Wojny Światowej jestem dumny z budowy Muzeum Westerplatte, które odda hołd bohaterstwu żołnierzy i przyciągnie turystów. Każdy turysta, który pozna historię polskiego ruchu oporu, to wartość nie do przecenienia – podkreśla w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl Piotr Semka. Publicysta tygodnika „Do Rzeczy” skomentował też dzisiejsze przemówienia przywódców, którzy gościli w Polsce na obchodach 80. rocznicy wybuchu II Wojny Światowej, a także opowiedział o nowo powstałym Instytucie Dziedzictwa Solidarności.

DoRzeczy.pl: Jak ocenia Pan dzisiejsze przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy?

Piotr Semka, publicysta „Do Rzeczy”: Przemówienie Andrzeja Dudy było najbardziej dramatyczne. Wykorzystał on tę okazję, że słuchają go przywódcy wielu republik europejskich, a także spoza Europy (przykładowo obecny był przedstawiciel prezydenta Azerbejdżanu), aby przedstawić polskie doświadczenia, co jest bardzo ważne. 10 lat temu Lech Kaczyński na Westerplatte przestrzegał, że brak reakcji Europy na agresję Putina wobec Gruzji, to bardzo zły znak. Teraz prezydent Andrzej Duda, który ma powody do uważania się za spadkobiercę duchowego Lecha Kaczyńskiego powiedział to samo: jeśli dzisiaj wspominamy agresję wobec niewinnych państw, które nie atakowały Niemiec, a same padły ofiarą napaści, to w Europie doszło do agresji na Ukrainę.

Czytaj też:
Mocne przemówienie prezydenta. "Może nie byłoby II wojny światowej, gdyby państwa Zachodu..."

Wiele emocji wzbudziły też przemowy prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinemeiera i wiceprezydenta USA Mike'a Pence'a.

Wszystkie trzy przemówienia – prezydenta Dudy, prezydenta Steinmeiera i wiceprezydenta Pence'a – były dobre, choć o różnym napięciu emocjonalnym. Przemówienie prezydenta Steinmeiera jest przede wszystkim elementem pewnej niemieckiej polityki bardzo wyraźnego podkreślania i uznawania swojej winy, choć gdzieś w tle pojawia się tu przekaz „Uznajemy swoją winę, ale reparacji nie wypłacimy”. Usłyszeliśmy też bardzo zgrabną formułę o tym, jak cesarz Otton III udał się na ziemie polskie, idąc jako pokorny pielgrzym do grobu św. Wojciecha – tak dziś to prezydent Niemiec przychodzi boso, prosząc Polskę o wybaczenie. I wreszcie wypowiedź wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych Mike'a Pence'a, które paradoksalnie zbiegło się z wizją amerykańskich Republikanów na znaczenie religii w dziejach świata z polską pobożnością. Przytoczone tu słowa Sołżenicyna, że wiek XX. był wiekiem ludzi, którzy chcieli zapomnieć o Bogu (skąd późniejsze nieszczęścia) przypomniały mi motyw, który pojawia się na otwartej dziś wystawie w Muzeum II Wojny Światowe. Tam w centrum tej wystawy przedstawiony jest Karol Marks i Friedrich Nietzsche. Marks uważał religię za „opium dla mas”, a Nietzsche wskazywał, że „Bóg umarł”. Obie te ideologie zostały zamienione w paliwo dla tych, którzy zakładali obozy koncentracyjne i gułagi.
To był ważny dzień dla Polaków, uroczystości były godne, a zepsuła je tylko prezydent Gdańska, Aleksandra Dulkiewicz, która dziś postanowiła włączyć do swojego przemówienia na Westerplatte prymitywne i mało skomplikowane odniesienia i aluzje do aktualnej walki politycznej. Potwierdza się, że ona nie dorosła do swojej funkcji. Raz w roku mogła wznieść się ponad partyjne urazy, ale najwyraźniej było to trudne do pokonania.

Zabrakło jednak przedstawicieli wielu państw.

Szkoda, że nie było żadnego przedstawiciela Izraela. Jeśli pamiętamy, że polscy żołnierze we wrześniu 1939 r. zagradzali Niemcom własną piersią drogę do Żydów, którym szykowano getta i pomniki śmierci, to ta nieobecność budzi mój głęboki smutek. Szkoda, że nie było prezydenta Białorusi, bo w armii września było wielu Białorusinów, Ukraińców i Żydów. Większość z nich zachowała do samego końca lojalność wobec państwa polskiego. Ale cóż, prezydent Białorusi uważnie sprawdza, co powie Władimir Putin, a jego to nie zachwyca. Według moich bolesnych obserwacji nie przybył nikt z wysokiego szczebla z Wielkiej Brytanii – kraju, który ma wobec Polski pewien dług. We wrześniu 1939 roku nie wkroczył on ze zbrojną odsieczą. Nie przybył nikt z rodziny królewskiej, a Zjednoczone Królestwo reprezentował tylko szef MSZ. To stosunkowo niski szczebel. To bardzo smutne. Zabrakło też prezydenta Rumunii, a wydawało się, że mamy dobrą współpracę militarną z tym państwem.

Nie było też szefa Rady Europejskiej i byłego premiera Donalda Tuska.

Uważam, że można było go zaprosić jako szefa RE, a zapraszanie go jako byłego premiera mogło prowokować konflikt. Natomiast dziwne, że Tusk nie przybył na obchody do Gdańska. Przecież prezydent Dulkiewicz nigdy nie budziła jego wątpliwości.

Dziś rozpoczęła się symbolicznie budowa Muzeum Westerplatte i Wojny 1939, wmurowano pod nie kamień węgielny.

Właściwie się nie rozpoczęła, a została wskrzeszona. Jak pisałem w „Do Rzeczy”, w latach 2006-2008 istniało Muzeum Westerplatte, które zostało rozwiązane przez Platformę Obywatelską. Gdyby nie zmiany w Muzeum II Wojny Światowej, które nie były nikomu potrzebne a były raczej reakcją na politykę byłego dyrektora Pawła Machcewicza; nie byłoby dziś wmurowania kamienia węgielnego pod przyszłe Muzeum Westerplatte. Jako członek rady Muzeum II Wojny Światowej jestem z tego dumny i uważam, że ten projekt Muzeum Westerplatte będzie jego pododdziałem, odda hołd bohaterstwu żołnierzy i przyciągnie turystów. Dla nas każdy turysta, który pozna historię polskiego ruchu oporu, to wartość nie do przecenienia.

Wczoraj powołana została rada Instytutu Dziedzictwa Solidarności. Został Pan jej członkiem. Jaką misję ma ta organizacja?

Powołanie Instytutu wynika z faktu, że Europejskie Centrum Solidarności, które formalnie miało być miejscem spotkania ludzi z różnych tradycji „Solidarności”, faktycznie akcentowało tylko część tej tradycji, głównie według podziału partyjnego. Wyraźnie hołubiły Lecha Wałęsę, co jest zrozumiałe, ale także lekceważyły tradycję m. in. Solidarności Walczącej. W myśl zasady „nie palcie komitetu, zakładajcie własny” powstała ta inicjatywa. Mogę tylko mieć nadzieję, że NSZZ „Solidarność”, które będą miały istotny wpływ na nią, pozwoli spotykać się różnym tradycjom i stworzy coś fajnego na bazie tej ekspozycji, która jest w sali BHP.

Czytaj też:
Publicysta "Do Rzeczy" w radzie Instytutu Dziedzictwa Solidarności

Pojawiły się już głosy krytyczne wobec Instytutu, że nie będzie tu rzetelnej opowieści o losach „S”, że biorąc pod uwagę osoby, które tworzą Instytut, historia ta będzie również przedstawiana stronniczo, jako przeciwwaga dla ECS. Tymczasem wiceminister kultury Jarosław Sellin i szef „S” Piotr Duda zaznaczyli, że nie ma miejsca w Instytucie na wykreślanie z historii kogokolwiek, choćby Lecha Wałęsy.

To ECS odmówił stworzenia jakiejś specjalnej ekspozycji dotyczącej Anny Walentynowicz. Obietnice ECS w ciągu ostatnich pięciu lat się nie spełniły. Rozmawiałem z poprzednim szefem Centrum i pytałem, czy będą przedstawione argumenty przeciwników Okrągłego Stołu, i usłyszałem, że tak. Tak się jednak nie stało, więc jestem ostrożny wobec obietnic ECS. Pewne osoby były tam ignorowane i przemilczane, np. Krzysztof Wyszkowski. Żałuję, że teraz również Wyszkowski nie trafił do rady Instytutu Dziedzictwa Solidarności. Ja dostałem propozycję, którą przyjąłem, choć uważam, że takie osoby jak Wyszkowski, powinny się w niej także znaleźć.

Czytaj też:
Rusza budowa Muzeum Westerplatte. "Odrabiamy zaległości ostatnich 30 lat"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także