"Jeżeli narażają choć małą grupę osób...". Wirusolog o wyborach w czasie epidemii

"Jeżeli narażają choć małą grupę osób...". Wirusolog o wyborach w czasie epidemii

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Leszek Szymański
Wszystkie zbiorowiska ludzkie sprzyjają rozprzestrzenianiu się epidemii. Jeśli narażają chociaż małą grupę osób, to wybory nie mają sensu – stwierdził wirusolog prof. Włodzimierz Gut, pytany w TOK FM o to, czy wybory powinny się odbyć w sytuacji epidemii.







– Wszystkie działania, jakie się przeprowadza, mają wpływ na epidemię. Czy da się przeprowadzić wybory? To zależy od determinacji tych, którzy chcą, ale też tych, którzy nie chcą – powiedział profesor. Dodał, że w ogóle wszelkie zbiorowiska ludzkie mają to do siebie, że sprzyjają rozszerzaniu się epidemii. – Można oczywiście zorganizować je tak, że tylko pewna określona grupa będzie narażona, ale nie wiem, jak będą wyglądały wtedy inne standardy, bo to jest wypadkowa standardów politycznych, zdrowotnych – zauważył. Jego zdaniem, jeżeli wybory "angażują chociaż małą grupę osób, która będzie narażona, to nie ma to sensu".

Co z maturami?

Profesor pytany był również o zasadność organizowania matur. Odparł, że zebranie grupy ludzi, nawet przy przestrzeganiu zasad, jest pewnym zwiększeniem zagrożenia i tutaj też trzeba zachować pewną logikę. – Jak zabraniamy wychodzenia na spacery, to zabraniamy wychodzenia na matury – wyjaśnił.

Polska poniżej średniej światowej. "To spłaszczenie jest widoczne"

Jednocześnie wirusolog ocenił, że Polska na razie znajduje się poniżej średniej światowej we wszystkich parametrach i z krajów europejskich epidemia rozwija się u nas wolniej. – To spłaszczenie jest wyraźnie widoczne. Chociaż są odbicia. Poprzednia niedziela, nie ta ostatnia, znalazła odbicie we wzroście zachorowań, to widać wyraźnie, jeśli ktoś analizuje. To odbija się mniej więcej 5-6 dni później – wytłumaczył.

Zauważył, że dopóki nie ma wygaszenia zachorowań w innych krajach, to w Polsce będziemy mieć ich wzrost. – Na Ukrainie dopiero się zaczyna – dodał.

Jego zdaniem ocena tego, czy obostrzenia wprowadzane przez rząd przyniosły skutek, możliwa będzie za tydzień. Według niego jest prawdopodobne, że do szczytu zachorowań dojdzie w Polsce na przełomie kwietnia i maja, czyli dwa, trzy tygodnie po apogeum we wschodnich landach niemieckich i w Czechach.

– Niemcy przewidują, że szczyt będą mieli za dwa tygodnie, my będziemy mieli opóźnienie w stosunku do nich o kolejne dwa tygodnie – powiedział.

Profesor wskazał też na to, że Włosi niekonsekwentnie reagowali na poszczególne etapy epidemii i doprowadzili do kumulacji zachorowań, "czego my staramy się za wszelką cenę unikać".

"To jest marnotrawienie testów"

Odpowiadając na zarzut, że w Polsce przeprowadza się za mało testów wykrywających SARS-CoV-2, stwierdził, że wykonywanie ich u osób zdrowych, również tych na kwarantannie, mija się z celem, bo według metodologii badań test ma sens w drugim dniu po wystąpienia objawów, wtedy jest szansa wykrycia wirusa.

– Jeśli nie ma objawów, test będzie ujemny. Jest to w pewien sposób marnotrawienie testów i pracy ludzkiej – podsumował.

Czytaj też:
"Bóg daje naszemu narodowi jeszcze jedną szansę". Zaskakujące słowa ojca Rydzyka o epidemii
Czytaj też:
Kukiz: Przysięgam, że chcę się mylić...

Źródło: PAP
Czytaj także