Drugie posiedzenie Sekcji 1. Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów (CK) w sprawie wniosku o nadanie tytułu profesorskiego dr. hab. Andrzejowi Zybertowiczowi odbyło się 3 czerwca. Stało się to niemal równo rok po pierwszym posiedzeniu w tej sprawie, gdy stosunkiem głosów: 11 za, 24 przeciw, 4 wstrzymujące się zapadła uchwała o odmowie skierowania do prezydenta RP wniosku o nadanie tytułu profesorskiego. Profesor Tadeusz Gadacz – były zakonnik, członek Nowoczesnej, radny sejmiku małopolskiego z ramienia Koalicji Obywatelskiej – entuzjazmował się wówczas na Facebooku, że „środowisko naukowe stanęło na wysokości zadania”. Już sam ten wpis powinien był zapalić lampki alarmowe. Wszak tytuł profesora nie ma zależeć od tego, czy dana osoba politycznie zgadza się z jakąś częścią środowiska, czy nie, ale od oceny jej dorobku, której kryteria zawiera Ustawa o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki. To jednak tylko teoria.
Na początku czerwca Sekcja Nauk Humanistycznych i Społecznych dysponowała oprócz pięciu recenzji dorobku kandydata także trzema tzw. superrecenzjami, sporządzonymi przez prof. Mirosławę Marody (Instytut Studiów Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego), prof. Krzysztofa Gorlacha (Instytut Socjologii Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego) i prof. Rafała Drozdowskiego (Wydział Socjologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza). Wszystkie trzy superrecenzje zawierały w konkluzjach opinię negatywną. Wniosek przepadł tym razem stosunkiem głosów 18 – za, 21 – przeciw, 5 – wstrzymujących się.
O sprawie dr. Zybertowicza pisałem w „Do Rzeczy” w maju ubiegłego roku. Już wtedy na stronach CK można było znaleźć recenzje dorobku doradcy prezydenta Andrzeja Dudy, w tym najbardziej kuriozalną z nich autorstwa prof. Marcina Króla. Tym razem treść recenzji autorstwa superrecenzentów dr Zybertowicz poznał z „Gazety Wyborczej”, która z nieukrywaną satysfakcją poinformowała, że „Zybertowicz nie będzie profesorem”. To, nawiasem mówiąc, nie tylko absurd, lecz także skandal: superrecenzji nie znajdziemy na stronach CK, choć cały proces powinien być stuprocentowo jawny. Znajdziemy je za to w postaci linków na stronach portalu gazety z Czerskiej. Ktoś powinien się chyba z tego wytłumaczyć.
Recenzje i konflikt interesów
Proces zatwierdzania wniosku o przyznanie przez prezydenta tytułu profesora zwyczajnego – wbrew temu, co można by sądzić – nie jest w stu procentach zobiektywizowany, bo tego nie da się zrobić. Mimo że ustawa zawiera kryteria, na podstawie których recenzenci mają oceniać całość dorobku kandydata, każda recenzja ma w sobie element uznaniowości. Dlatego właśnie recenzentów jest na początku pięcioro. Wybiera ich odpowiednia sekcja CK spośród listy 10 nazwisk, przedstawionej przez macierzystą radę wydziału, a ostateczna decyzja jest podejmowana w głosowaniu. Patrząc z zewnątrz, można by uznać, że skoro dostojne grono wniosek odrzuca, to sprawa jest jasna: kandydat nie zasługuje na tytuł profesorski. To jednak tylko pozory.
Punkt 2. spisu dobrych praktyk CK mówi: „Recenzent biorący udział w ocenie wniosku powinien odmówić udziału w procesie jego oceniania, gdy występuje konflikt interesów pomiędzy nim a wnioskodawcą”. Profesor Marcin Król, jeden z recenzentów dorobku Zybertowicza, był jednym z sygnatariuszy przedsądowego wezwania skierowanego do prezydenckiego doradcy za jego słowa, wygłoszone podczas debaty licealistów o Okrągłym Stole w lutym 2019 r.: „Dzisiaj wielu obserwatorów i komentatorów Okrągłego Stołu nie uświadamia sobie, jak głęboka prawda była w komentarzu Andrzeja Gwiazdy, po rozmowach Okrągłego Stołu, gdy powiedział: podczas Okrągłego Stołu władza podzieliła się władzą ze swoimi własnymi agentami”. Niewiele zmienia tu fakt, że swoją recenzję prof. Król złożył wcześniej, w marcu 2018 r. Profesor Gorlach z kolei podpisał w 2016 r. list do wicepremiera Glińskiego, atakujący rząd za zmiany w Trybunale Konstytucyjnym. Czy to nie są konflikty interesów?
Recenzja prof. Króla jest zdawkowa i nawet dla laika jest jasne, że nie spełnia wymogów rzetelności. Kończy ją konkluzja, którą trudno traktować inaczej niż jako sarkazm: „Opinia moja jest wyjątkowo krótka, ponieważ przedstawione do oceny prace naukowe są nieliczne, a ich konkluzje na tyle niedopracowane, że trudno o polemikę. Jednak prace te są. Andrzej Zybertowicz kandyduje do tytułu profesora i trudno mu podstaw do tego zamiaru odmówić. Przy wszystkich zatem zastrzeżeniach opowiadam się za nadaniem Andrzejowi Zybertowiczowi naukowego tytułu profesora”.
Superrecenzje są aż trzy. To ewenement, ponieważ zwykle taka ponadplanowa recenzja, zamawiana przez przewodniczącego danej sekcji CK, jest jedna. Można to interpretować jako celowe poszukiwanie osób, które kandydaturę Zybertowicza utrącą. I faktycznie – wszystkie trzy superrecenzje kończą się negatywnymi konkluzjami.
Szczególnie mocną krytykę formułuje prof. Marody. Jej główne elementy to stwierdzenie, że stworzone przez dr. Zybertowicza po uzyskaniu habilitacji prace wskazują na „regres” wobec pracy habilitacyjnej oraz że jego książka „Samobójstwo oświecenia?” jest w dużej mierze tożsama z książką amerykańskiego medioznawcy prof. Neila Postmana (1931–2003) „Technopol: tryumf techniki nad kulturą”. W tej ostatniej kwestii recenzentka zarzuca też kandydatowi, że książka jest pracą zbiorową. Tyle że rzetelność jej ocen, pozostałych dwóch superrecenzji, a także samego przebiegu posiedzenia komisji można zakwestionować.
Zrobiło to w obszernych pismach, skierowanych do prof. Jana Furtaka, przewodniczącego CK, dwóch członków komisji: profesorowie Tadeusz Żuchowski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza oraz Bogusław Śliwerski z Uniwersytetu Łódzkiego. Ten pierwszy był członkiem Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego, ale z AKO wystąpił. Na swojej uczelni ma opinię naukowca całkowicie niezależnego, kierującego się wyłącznie kryteriami naukowymi. Profesora Śliwerskiego trudno zaś nazwać sympatykiem obecnej władzy. Z obu pisma wynika, że sprzeciw ich autorów budzi po prostu sposób działania CK.
„Zemsta polityczna”
Dotarłem do tych listów. Profesor Śliwerski pisze na wstępie: „Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby głosować za odmową poparcia wniosku, gdyby nie sposób podejścia do niego jako swoistego rodzaju »zemsty politycznej« na Kandydacie w okresie trwającej kampanii wyborczej”. Autor listu wytyka superrecenzentom liczne uchybienia w ich recenzjach. O tekście prof. Marody pisze na przykład: „Powyższy zarzut [dotyczący książki „Samobójstwo oświecenia?”] nie powinien być wzięty pod uwagę przez Centralną Komisję, ponieważ cała recenzja ww. Profesor jest niezgodna z obowiązującym prawem. W przypadku wniosków profesorskich nie istnieje wymóg posiadania głównego osiągnięcia naukowego. Recenzentka pomyliła wymogi dotyczące wniosku habilitacyjnego z wnioskiem o nadanie tytułu! To jest oburzające, a w konkluzji nieuczciwe wobec Kandydata, który może tego typu dokument zaskarżyć. Nie wolno oceniać tylko i wyłącznie jednej książki”. Co więcej, prof. Śliwerski stwierdza, że książka dr. Zybertowicza nie powiela książki Postmana, którą zresztą swego czasu sam recenzował. Pisze też: „Nie będę odnosił się do argumentów socjologów, które moim zdaniem zostały przykrojone do finalnej konkluzji, jakże rozbieżnej z faktycznymi osiągnięciami Kandydata”.
Autor drugiego listu, prof. Żuchowski, zaczyna od stwierdzenia, że „zazwyczaj problemem Sekcji, której jestem członkiem, jest zbyt łagodne traktowanie dorobku naukowego kandydatów do tytułu. Pierwszy raz stałem się świadkiem zabiegów, których celem jest zupełnie coś przeciwnego”. Profesor Żuchowski wytyka formalne błędy autorowi kolejnej superrecenzji, prof. Gorlachowi, oskarżając go o to, że swoją ocenę oparł na złym rozumieniu ustawy o stopniach naukowych, i przypomina swoje słowa podczas pierwszej dyskusji nad wnioskiem w sprawie Zybertowicza: „Stwierdziłem między innymi, że są kryteria stosowane do wniosków profesorskich i specjalne kryteria przyjęte do wniosku profesorskiego dr. hab. Zybertowicza. Gdyby te ostatnie uczynić obowiązującymi, Sekcja musiałaby poprzeć nie więcej niż dziesięć procent z dotychczas popieranych”.
Podczas spotkania 3 czerwca (zdalnego) prof. Żuchowski – jak pisze w liście – zarzucił ekspertom „nierzetelność wynikającą z niechęci do politycznych poglądów głoszonych przez dr. hab. Zybertowicza. Według mnie dobór ekspertów aż nadto to potwierdzał. W efekcie powstaje wrażenie, że »establishment polskich socjologów« robi wszystko, żeby dr hab. Zybertowicz nie uzyskał nominacji na profesora mimo oczywistych faktów”.
Po co system centralny?
Sprawa Andrzeja Zybertowicza – podobnie zresztą jak kiedyś sprawa habilitacji Marka Migalskiego – każe postawić ponownie pytanie o sprawność i rzetelność systemu przyznawania stopni naukowych. Centralna Komisja kończy już działalność. W jej miejsce został powołany nowy organ: Rada Doskonałości Naukowej. Znalazło się w niej wielu członków CK. Tymczasem powinniśmy postawić pytanie o to, czy sam tytuł profesora w obecnym wydaniu jest w ogóle potrzebny. W międzywojennej Polsce profesorami zostawali ci, którzy obejmowali katedrę profesorską, aczkolwiek przyznanie tejże musiało mieć akceptację ogółu profesorów i ministra. W świecie anglosaskim jest podobnie – tytuł profesora jest powiązany z katedrą. Nikt centralnie profesorów nie mianuje.
Czy w Polsce w ogóle muszą istnieć profesorowie mianowani przez prezydenta? Czy nie lepiej skasować tę okazję do powstawania i funkcjonowania kół wzajemnej adoracji, które wykorzystują swoją pozycję, żeby utrudniać życie tym, z którymi politycznie im nie po drodze albo którzy zwyczajnie budzą zawiść swoją popularnością medialną (to również przypadek dr. Zybertowicza)? Czy to nie element zbędnej autocelebry środowiska naukowego, bez którego doskonale polska nauka mogłaby się obyć?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.