Powstanie Warszawskie w rosyjskich mediach zazwyczaj oceniane jest jako „niepotrzebna awantura”, wymierzona w walczący z Niemcami Związek Sowiecki. Rosjanie do dziś chętnie bronią tezy, że zatrzymanie Armii Czerwonej na Wiśle było militarną koniecznością, nie zaś – jak wiadomo – celowym ruchem, mającym na celu wykończenie Armii Krajowej rękami hitlerowców. Na tym tle artykuł Stremidłowskiego jest wyjątkowo wyważony.
Publicysta analizuje podobieństwa i różnice pomiędzy mitem powstańczym, a mitem Dnia Zwycięstwa. „Podobnie jak weterani Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, również powstańcy są kultowymi figurami (w swoich krajach)” - pisze. Ponadto, jego zdaniem tak i w przypadku 9 maja, stosunek do powstania jest wyznacznikiem poglądów politycznych. Różnicę dostrzega w tym, że o ile w Rosji stosunek do Dnia Zwycięstwa jest generalnie pozytywny, ponad podziałami, o tyle w Polsce powstanie wywołuje ożywione spory, których linia nie jest tożsama z tradycyjną osią „rząd – opozycja”. W opinii Stremidłowskiego, w tym roku szczególnie utrwaliła się narracja, przeciwstawiająca „zwykłych bohaterów” „przeklętym dowódcom”. Cytuje wypowiedź Piotra Zychowicza, wpisującą się w ten właśnie pogląd. „W sensie wojskowym powstanie było wymierzone w Niemców, w sensie politycznym – w Związek Sowiecki, wbrew rekomendacjom zachodnich sojuszników” – przypomina Stremidłowski. Publicysta uważa, że polscy politycy, mówiąc o wydarzeniach 1 sierpnia 1944 r., próbują z przeszłości wyciągnąć wnioski, pożyteczne na przyszłość. Cytuje Mateusza Morawieckiego, który usprawiedliwiał decyzję o rozpoczęciu walk nastrojami ludności, która chciała bić Niemców. Zdaniem Stremidłowskiego, pozytywny stosunek PiS do przywódców powstania ma kilka ściśle politycznych powodów. Po pierwsze, partia rządząca chce krzewić wiarę w nieomylność elity przywódczej, czy to AK 76 lat temu, czy to PiS obecnie. Po drugie, „postulat priorytetu opinii publicznej przy podejmowaniu strategicznych decyzji państwowych”. W domyśle: chodzi o tak często zarzucany politykom PiS populizm. Po trzecie, wobec słabego poparcia wśród najmłodszych wyborców, partia Kaczyńskiego chce pozyskać młody, zafascynowany mitem powstańczym (przynajmniej według Stremidłowskiego) elektorat. Po czwarte, forsowanie przekazu o tym, że Polska nie może dowierzać swoim sąsiadom, szczególnie Rosji i Niemcom. Stremidłowski przywołuje głosy krytyczne ze strony „liberalnej opozycji”, która oskarża PiS o zawłaszczanie historii, patriotyzmu, idei niepodległości. Z tej perspektywy partia rządząca „nie bierze pod uwagę złożoności procesów historycznych”, i dlatego kultywuje niechlubną tradycję przegranych powstań, ignorując realistyczne spojrzenie na geopolitykę. „Nie ma w tym nic niebezpiecznego, jeśli (wizja historii wg PiS) jest narzędziem polityki zagranicznej oraz służy do konsolidacji własnego elektoratu. Tragedia zaczyna się wówczas, kiedy władze sami kupują ten produkt i tracą możliwość trzeźwej oceny sytuacji” – komentuje rosyjski publicysta.
Stremidłowski przywołuje trzecie stanowisko, sprzeczne zarówno z pozycją PiS, jak i liberalnej opozycji. Chodzi o taką ocenę Powstania Warszawskiego, w której jest miejsce zarówno na szacunek dla bohaterów, jak i na krytykę pod adresem nieodpowiedzialnych dowódców. Zgodnie z tą, zdroworozsądkową, koncepcją akcent w opowieści o historii Polski powinien zostać przeniesiony z porażek na zwycięstwa. „To jednak pogląd sprzeczny z linią PiS, który w swoich politycznych interesach rozgrywa zarówno zwycięstwa (sukces sił wewnętrznych), jak porażki (intrygi sił zewnętrznych i „zdrajców”). W rezultacie polskie społeczeństwo do dziś nie może dojść do konsensusu w odpowiedzi na pytanie, czy jest narodem zwycięzców, czy zwyciężonych. I właśnie ta mentalność sprawia, że Polacy są narodem słabym i podzielonym” – konkluduje Stremidłowski.
Czytaj też:
Rosjanie zawiedli się na Konfederacji
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.