W rozmowie z "Super Expressem" dziennikarz odniósł się do kryzysu w Zjednoczonej Prawicy, który zakończyło podpisanie w ubiegłym tygodniu nowej umowy koalicyjnej. W ocenie Andrzeja Stankiewicza, jeśli informacje o wejściu do rządu Jarosława Kaczyńskiego potwierdzą się, będzie to oznaczało faktyczne osłabienie pozycji Mateusza Morawieckiego.
– To Jarosław Kaczyński będzie faktycznym przewodniczącym zebrań rządowych – wskazał. Dziennikarz przywołał tutaj zamieszanie związane z organizacją wyborów prezydenckich. – Co więcej – pamiętać należy, że kilka miesięcy temu, gdy doszło do kryzysu wokół wyborów korespondencyjnych, Morawiecki początkowo był ich przeciwnikiem (podobnie jak Łukasz Szumowski). I wtedy prezes PiS sam proponował, że wejdzie do rządu po to, by zostać pełnomocnikiem do przeprowadzenia głosowania. I wtedy Morawiecki podjął kroki w celu właśnie przeprowadzenia wyborów, to były te decyzje, które dziś są źródłem jego kłopotów. Ale – i to bardzo istotne – Morawiecki przestraszył się wtedy, nie chciał Jarosława Kaczyńskiego w rządzie. Wiedział, że to go mocno osłabia – tłumaczył.
Zdaniem dziennikarza, ostatnie negocjacje - choć wymusiły na Zbigniewie Ziobrze kilka kroków wstecz - zakończyły się jego sukcesem w postaci osłabienia pozycji premiera. Stankiewicz podkreślił, że kryzys ten pokazał jeszcze jedną rzecz – że pozycja Morawieckiego jest silna tylko z uwagi na poparcie prezesa. – Premier ma przeciwko sobie nie tylko koalicjantów z Solidarnej Polski, ale też wielu prominentnych liderów PiS. Beata Szydło, była premier, wiceprezes PiS, wciąż bardzo popularna w elektoracie partii rządzących – jest wobec Morawieckiego na nie. Podobnie inni wiceprezesi – Mariusz Błaszczak, Antoni Macierewicz, Mariusz Kamiński. Wszyscy sprzeciwiają się Morawieckiemu – mówił.
Czytaj też:
Co zawiera umowa koalicyjna? Nieoficjalne ustaleniaCzytaj też:
"Czas pokazał, a czas się nie myli...". Ziobro o podpisaniu porozumienia