SCENA PIERWSZA. Strasburg, rok 2017. Grupa europosłów PiS (a są to przedstawiciele twardego jądra partii) dyskutuje o sytuacji w Zjednoczonej Prawicy. Pojawia się kwestia tego, jak zręcznie Zbigniew Ziobro rozbudowuje swoje wpływy. „Jak za bardzo urośnie, to się go przytnie” – mówi twardo jeden z europosłów, wieloletni zaufany współpracownik Jarosława Kaczyńskiego. „Nie takich już przycinaliśmy”.
Nie jest prawdą, że starcie o strefy wpływów wewnątrz koalicji rządzącej to efekt rozpychania się partii Ziobry po wyborach parlamentarnych w 2019 r. Przypomnę, że już operacja wymiany premiera z Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego była odpowiedzią Jarosława Kaczyńskiego na coraz wyraźniejszą rywalizację grup interesów wewnątrz rządu. To, co obserwujemy w ostatnich tygodniach, to ten moment w rozgrywce, w którym prezes PiS mówi: „Sprawdzam”. Tak jak w każdej sytuacji kryzysowej, w każdym momencie przesilenia, dochodzi do urealnienia wartości aktywów. Jarosław Kaczyński niekoniecznie musi uważać, że Ziobro zagarnął zbyt wiele. Ma zaś do wygaszenia wewnętrzną wojnę podjazdową w rządzie. Kiedy, jeśli nie teraz? Na rok przed kolejnymi wyborami? Na pół roku?
Czytaj też:
Niemcy zaostrzają zasady w walce z koronawirusem
Czytaj też:
"To forma szantażu". Jaki o słowach Mosbacher
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.