Praktyka polityczna pokazuje, że scenariusz stałego, ostrego konfliktu Polski z instytucjami unijnymi w przyszłości jest realny. Czy wobec takiej perspektywy strategiczną powinnością naszego państwa nie powinno być przygotowanie planu ewentualnościowego w postaci polexitu? Rozpoczęcie odsączonego od populizmu dyskursu na ten temat?
Konrad Szymański: W tej dyskusji ginie nam oczywista prawda, którą trzeba podkreślać – relacji Warszawy i Brukseli nie można sprowadzić tylko do toksycznego sporu o praworządność, czy gdzieś tlącego się sporu cywilizacyjnego. W bardzo wielu dziedzinach mamy agendę zbieżną. Mam na myśli wspólny rynek, politykę handlową, w znacznej części cyfrową, politykę rozszerzenia Unii czy politykę sankcyjną. W tych sprawach Unia odgrywa pozytywną rolę i wzmacnia pozycję Polski. Całość relacji jest znacznie bardziej skomplikowana. W wielu aspektach współpracy europejskiej naszymi sprzymierzeńcami są nie tylko Komisja Europejska, lecz także nawet Parlament. Na pewno trzeba zróżnicować ten obraz. Co do kwestii polexitu, oczywiście rozumiem, że z powodu pewnej irytacji, zmęczenia można dojść do wniosku: Po co nam Unia? W tym sensie żaden rodzaj pytań, żaden rodzaj dyskusji nie powinien być tabu w polskiej debacie. Budowanie czegokolwiek na tabu jest raczej oznaką słabości niż siły. Chcę jednak podkreślić z całą siłą, że polexit nie rozwiązałby żadnego polskiego problemu, ale stworzyłby nowe. Propozycje polexitu są błędną reakcją na realne problemy współpracy europejskiej.
Z Konradem Szymańskim, ministrem ds. Unii Europejskiej rozmawiał Ryszard Gromadzki.
Czytaj też:O polityce międzynarodowej A. D. 2021, czyli grochem o ścianę
Czytaj też:
Kaleta: Grillowanie Polski wchodzi w nowy etap. Przestrzegaliśmy przed tym