Jak ocenia Pan działania polskiej dyplomacji ws. Polaka skazanego na zagłodzenie w brytyjskim szpitalu?
Paweł Lisicki: MSZ robi to, co może. Powstało wiele inicjatyw pozarządowych w tej sprawie, mamy również stanowisko abp. Gądeckiego. Głównym problemem jest natomiast konsekwencja Brytyjczyków, którzy kierują się absurdalną zasadą, że śmierć jest czasami najlepszym rozwiązaniem dla pacjenta, a tymi, którzy to orzekają, mają być lekarze. Prowadzi to do kompletnego odwrócenia systemu walki o zdrowie i opieki nad człowiekiem. To nie jest pierwszy tego przypadek, podobne sytuacje miały już miejsce w Zjednoczonym Królestwie. Jeżeli lekarz ma orzekać, że śmierć jest najlepsza dla pacjenta, to pokazuje wielki upadek cywilizacyjny, który dokonał się w Wielkiej Brytanii.
Skoro Brytyjczykom nie zależy na życiu tego człowieka, to dlaczego nie pozwolą mu na wyjazd do Polski?
To coś absolutnie skandalicznego. Coś, co woła o pomstę do nieba, bo oznacza to, że państwo uzurpuje sobie prawo do decydowania, co jest najlepsze dla człowieka. Nie jego bliscy, rodzina, ludzie, którym zawsze tego typu prawo przysługiwało. Państwo, w tym przypadku reprezentowane przez przedstawicieli ochrony zdrowia, wie lepiej. To przykład radykalnego uprzedmiotowienia człowieka, jego dehumanizacji. To pokazuje skalę upadku Wielkiej Brytanii.
Tą samą drogą pójdą również USA za prezydentury Joe Bidena?
Bardzo prawdopodobne jest, że Stany Zjednoczone pod przewodnictwem Joe Bidena i Kamali Harris dołączą się do czegoś, co nazywane jest cywilizacją śmierci. Nastąpiło zwycięstwo myślenia eutanazyjnego, w którym człowiek jest uprzedmiotowiony. Biorąc pod uwagę publicznie głoszony stosunek Joe Bidena do aborcji (popiera ją do dziewiątego miesiąca ciąży) oraz to, że Kamala Harris jako prokurator generalny Kalifornii występowała tak naprawdę w obronie interesów Planned Parenthood, czyli największej sieci klinik aborcyjnych w USA i zwalczała dziennikarzy, którzy ujawniali nieludzkie praktyki tej organizacji, to wszystko jest bardzo złym znakiem. Może to oznaczać, że polityka rządu federalnego, jeszcze bardziej niż do tej pory, będzie skierowana na wspieranie aborcjonistów i walkę z obrońcami życia. Smutną zapowiedzią tego stanu życia jest brak tegorocznego Marszu Życia w Waszyngtonie, który odbywał się regularnie od lat siedemdziesiątych i był największą manifestacją pro-life w USA. W tym roku ma on charakter wirtualny, nie będzie natomiast wersji faktycznej. Jest to znak tego, czego możemy spodziewać się po Joe Bidenie, czyli zwycięstwa cywilizacji śmierci.