Polska po drugiej wojnie światowej stała się państwem właściwie monoetnicznym. Pozbawionym problemu, jakim dla II RP były agresywne, zakorzenione na swoich etnicznych ziemiach mniejszości narodowe, nielojalne wobec Warszawy i uparcie dążące do utworzenia jej kosztem własnego państwa. Ukraińcy z Podkarpacia, będący potencjalną bazą dla UPA, w ramach akcji „Wisła” zostali przesiedleni na tzw. Ziemie Odzyskane, gdzie nie mogli już czuć się u siebie. Dzisiaj, gdy ich rodacy znad Dniepru i Dniestru masowo przybywają do Polski, zdaniem wielu komentatorów wracają widma przeszłości. Sytuacja jest jednak o wiele bardziej złożona, niż to się wydaje działaczom środowisk kresowych, którzy w każdym przejawie ukraińskiej tożsamości są skłonni widzieć banderowski ślad. Drugi Wołyń nam nie grozi. To nie znaczy jednak, że nie ma powodu do obaw.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.