Szyją płaszcze, robią szczotki, naprawiają parasole, ale klientów im ubywa. Aby zmienić ten trend, z pomocą rzemieślnikom przyszło młode pokolenie.
Szpulki z nićmi trudno byłoby zliczyć. Setki, w różnych kolorach, poukładane są na półkach, poustawiane w papierowych pudełkach. Na ścianie wiszą dziesiątki wykrojów. Za maszyną z centymetrem przewieszonym przez szyję siedzi krawcowa Stefania Ziółkowska. Swój zakład przy ulicy Wiejskiej 24 we Włocławku otworzyła w 1984 r. – Wykonuję wszystkie możliwe poprawki krawieckie – mówi. A jeśli klient sobie życzy, to uszyje na miarę i sukienkę, i płaszcz. – Jestem już na emeryturze, ale jest ona niewielka, więc cały czas pracuję. Zakład jest blisko domu, pracę lubię, a przez lata nagromadziłam tyle sprzętu, że żal byłoby teraz wszystko zostawić – opowiada.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.