• Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Zielony zamęt

Dodano: 
Zielony zamęt
Zielony zamęt Źródło: fot. fotolia
PiS uchwalił jedyne dotychczas prawo zwiększające swobodę obywateli, ale Jarosław Kaczyński oznajmił, że jest złe i trzeba je zmienić. A wszystko w atmosferze histerii ekooszołomów.

Od 1 stycznia możemy wyciąć bez zezwolenia urzędników – z pewnymi wyjątkami – drzewa na własnym terenie. Wcześniej na wycięcie drzew, poza tymi, które nie osiągnęły wieku 10 lat, musieliśmy otrzymać zgodę urzędników. A ta była w istocie uznaniowa. Z kolei za wycinkę bez zezwolenia – choćby drzewo było chore, wyschnięte albo zagrażało domowi – groziły drakońskie kary, wyliczane sztywno na podstawie algorytmu uwzględniającego gatunek drzewa i jego wielkość.

Tak skonstruowany system był skrajnie patologiczny. Po pierwsze, uznaniowość urzędniczej decyzji zawsze tworzy sytuację korupcjogenną, zaś uzyskanie pozwolenia na wycinkę wcale nie musiało być czystą formalnością. Wszystko zależało od nastawienia urzędnika, który mógł wydać zgodę od razu, ale mógł też dręczyć obywatela kolejnymi żądaniami sporządzania map terenu, ekspertyz, badań drzewostanu – oczywiście na koszt wnioskującego. Dla osób niewyćwiczonych w walce z urzędami lub niezamożnych (koszt ekspertyz) była to bariera nie do przejścia. Po drugie, ci, którzy nie chcieli robić sobie problemów, ścinali drzewa mniej niż 10-letnie, co sprawiało, że żadne z rosnących na ich terenie drzew nie dorastało znacznego wieku. Po trzecie,tam, gdzie urzędnik ma dowolność decyzji, w grę wchodzą nie tylko korupcja, lecz także układy. Jeśli potrzebę wycięcia cennego drzewa miał ktoś ustosunkowany, to nie było problemem zakwalifikowanie go jako niespełna 10-letniego, choćby miało lat 50. Nie było też problemu z odstąpieniem od kary za wycięcie drzewa bez zezwolenia, o ile ścinający zasadził nowe drzewo – decyzja, również uznaniowa, należała do urzędu.

Całość dostępna jest w 9/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także