– Jestem dziennikarzem BBC1 – usłyszała w słuchawce Jachira. Nic nie podejrzewając, parlamentarzystka przez 45 minut odpowiadała na pytania "dziennikarza".
– Gdzie się pan tak dobrze nauczył po polsku mówić? – spytała tylko na początku rozmowy zdumiona posłanka. Nie uznała jednak, że dziennikarz BBC władający perfekcyjną polszczyzną to coś zastanawiającego.
Tematem "wywiadu" był sposób, w jaki polski rząd radzi sobie z sytuacją na wschodniej granicy kraju. Według Jachiry funkcjonariusze Straży Granicznej utrudniają posłom, medykom i przedstawicielom organizacji humanitarnych dostęp do koczowiska na Usnarzu Górnym. Można wnioskować, że do rozmowy doszło na przełomie sierpnia i września.
"Dziennikarz" podpytywał Jachirę o hejt, który w sieci pojawia się pod adresem posłanki. Młoda polityk stwierdziła, że boryka się z hejtem, ale walczy także z seksistowskimi komentarzami. Zaznaczyła jednak, że nie zamierza z tego powodu rezygnować z głoszenia swoich poglądów. Poruszono także kwestię sporu na linii Izrael Palestyna.
– To była dla mnie przyjemność porozmawiać z tak obiektywnym, rzetelnym dziennikarzem, który zadaje pytania oparte na faktach. Bardzo dziękuję za rozmowę. Jakby pan był kiedyś w Warszawie, to zapraszam do biura na kawę i osobiste poznanie – powiedziała na koniec posłanka.
Jachira się tłumaczy
Parlamentarzystka odniosła się do sprawy za pośrednictwem Facebooku. "Pod koniec sierpnia do mojego biura poselskiego napisał człowiek, podający się za dziennikarza BBC. Był to czas, kiedy wlasnie wróciłam z granicy i kontaktowało sie ze mną, z Ulą, z Frankiem dużo redakcji zagranicznych, chcieli wiedzieć, jak wygląda sytuacja. W rozmowie, która miała być podstawą do artykułu, opowiedziałam mu o tym jak traktowani są uchodźcy, jak do potrzebujących niedpuszczani są medycy, ngosy, jak nie można im przekazać podstawowych produktów spożywczych, leków, śpiworów, namiotów.Wywiad był bardzo merytoryczny, więc jest mi tylko tak po ludzku przykro, że człowiek, który wykazał się wrażliwością w podjeściu do tematu, zrobił to tylko dla żartu. Od ponad 2 lat kontaktują się ze mną dziennikarze polscy i zagraniczni, za każdym razem staramy się wraz z moim zespołem zweryfikować daną osobę, ale jak ktoś się uprze, to zawsze oszuka. Oczywiście mogłabym prosić o legitymację prasową, ale w dzisiejszym świecie zawód dziennikarza mocno się poszerzył. Udzielam wywiadów studentom dziennikarstwa, osobom, które prowadzą na youtubie swoje kanały, duża część tych rozmów jest przeprowadzona telefonicznie, online i to pierwszy raz, kiedy zostałam wprowadzona w błąd.Konsultuję się z moim prawnikiem czy pociągnąć t do odpowiedzialności prawnej, za podszywanie się pod kogoś innego, ale szczerze mówiąc jest mi tego pana po prostu szkoda. Że zadał sobie tyle trudu, sfabrykował maila z domeną bbc, dzwonił z brytyjskiego numeru, tylko po to, by ze mną porozmawiać, a potem chwalić się w sieci: "ale oszukał posłankę", "ale beka".Czy nie prościej było zadzwonić do biura i ze mną pogadać? Przecież normalnie rozmawiam z wyborcami, nie jeżdżę pancerną limuzyną, nie mam obstawy, która broni dostępu, a moje biuro jest dla wszystkich otwarte, każdą i każdego zapraszam na kawę. W tym wszystkim pozostaje się tylko cieszyć, że nagrał mnie fałszywy dziennikarz, a nie Pegasus" – opisuje.
Czytaj też:
"Jej odwołanie byłoby większą szkodą". Kulisy rozgrywki wokół Nowak