Tomas z Zbigniew Zapert: Droga Kornela Makuszyńskiego do literatury wiodła przez dziennikarstwo.
Mariusz Urbanek: Tak jak niejednego literata, choćby Bolesława Prusa. Najpierw jednak, jeszcze gdy był uczniem gimnazjum (zaliczył ich trzy, gdyż „drugiego ucznia tak tępego w matematyce, chemii i fizyce jak on nikt wcześniej nie widział”), debiutował na łamach prasy wierszem. A potem, podczas studiów polonistycznych na uniwersytecie we Lwowie, pracował w redakcji „Słowa Polskiego”, dziennika związanego z Narodową Demokracją. Zrazu zamieszczał tam informacje z życia miasta, potem powierzono mu dział finansowy, ale na krótko. Powód: „Moje akcje giełdowe szalały, tańczyły i skakały jak pchły”. Zapamiętał też, że oprócz nekrologów, prognozy pogody oraz polityki, odpowiadających mniej więcej prawdzie, pozostałe artykuły w znacznym stopniu zmyślano. Kuszono czytelników wyssanymi z palca opisami egzotycznych zakamarków kuli ziemskiej, gdyż przy ówczesnej komunikacji prawie nikt nie potrafił ich zweryfikować. Szeroki rezonans wywołał więc tekst Makuszyńskiego głoszący, że Beduini jako pisanek używają jaj strusich. A także artykuł o pożarze w kopalni... brązu. (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.