Wszystko przez nadchodzące wybory parlamentarne. Panie, do których nie dotarliśmy osobiście, prosimy o refleksję teraz, po lekturze rubryki.
Już wyjaśniamy: rozpoczął się sezon łowiecki na panie. Od PeŁo przez Polskę Płaczącą 2050 aż do wszystkich odcieni lewizny wszyscy mają ten sam pomysł: epatować w kampanii równouprawnieniem na listach wyborczych. Problem w tym, że liczba kandydatek w jakikolwiek sposób nadających się do tego jest raczej ograniczona. Rozpoczęło się więc ich wyrywanie sobie na wyścigi, łącznie z próbami podkupienia całych organizacji czy stowarzyszeń. Boimy się, że na tym nie koniec, więc kiedy ktoś, miłe panie, podejdzie do was na ulicy, to szybko uciekajcie.
Powyższe wytyczne rozsierdziły szczególnie członków PeŁo niższego szczebla. Tak się bowiem składa, że partia szczycąca się wizerunkiem nowoczesnej, postępowej, europejskiej, młodej i antydyskryminacyjnej w rzeczywistości cierpi na wyraźny przerost podtatusiałych działaczy z andropauzą. Wiele się u nich w tym wieku zmienia, ale nie polityczne ambicje, a tu nagle trzeba połowę miejsc na listach odstępować koleżankom, których w dodatku za bardzo nie ma. Ale cóż, Tusk każe, działacz musi.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.