Chociaż Tomasz Szatkowski, stały przedstawiciel Rzeczypospolitej przy NATO, zaprzeczył, by można było traktować plotkę o kandydaturze Aleksandra Kwaśniewskiego na szefa sojuszu północnoatlantyckiego poważnie, jej pojawienie się wydaje się jednak nieco niepokojące. Ten pomysł, gdyby jednak zawarta w nim była choć odrobina prawdy, można by potraktować jako próbę reaktywacji politycznego zombie postkomunizmu. Czy rzeczywiście tego Polsce potrzeba? Szczególnie że losy byłego prezydenta w ostatnich kilkunastu latach nie należą do kryształowych.
„To stały temat przy deserze. Wszyscy, którzy poważnie myślą o kandydatach, trzymają raczej karty przy sobie. Jest kilku stałych kandydatów. Mowa o premierze Holandii czy o premierze Hiszpanii. Jest kilka nazwisk ze wschodniej flanki. Tego rodzaju dyskusje nie pomagają tym, którzy mogliby zostać sekretarzem generalnym. Nie przywiązywałbym dużej wagi do spekulacji” – tak plotki dotyczące Kwaśniewskiego Szatkowski komentował pod koniec marca. I dodał: „Pan prezydent Kwaśniewski był aktywny w polityce międzynarodowej 20 lat temu, ale obecni liderzy NATO go nie znają. [...] Wiem, że wielu polityków obozu rządzącego zapowiedziało, że byliby gotowi go poprzeć, ale to nazwisko nie pojawia się”.
Skąd ta plotka
Gdy jednak plotka o możliwej kandydaturze Kwaśniewskiego pojawiła się po raz pierwszy na początku marca, europoseł PiS Ryszard Czarnecki zareagował na nią niemal entuzjastycznie. – Trzymam kciuki za każdego Polaka i w Parlamencie Europejskim głosowałem na ludzi z różnych opcji politycznych na stanowiska, poczynając od pana profesora Geremka na szefa Parlamentu czy Jerzego Buzka, także kolegów z Lewicy, którzy kandydowali do prezydium – powiedział w Radiu Plus. – Ja w Brukseli, a to jest siedziba NATO, o takiej kandydaturze nie słyszałem. Natomiast jakby się pojawiła, to oczywiście polski rząd powinien wspierać tę kandydaturę, natomiast pytanie, czy ma realne szanse. Myślę, że tak naprawdę raczej w sierpniu, we wrześniu będą ci kandydaci poważni zgłaszani. Czarnym koniem może być Mark Rutte z Holandii – dodał europoseł, wcześniej zaznaczając, że o innych niż Kwaśniewski kandydaturach już słyszał. – Mówi się dzisiaj, i nie jest to tajemnicą, o obecnej premier Estonii, mówi się o obecnej premier Litwy, byłym prezydencie, o obecnej prezydent Słowacji, a także wymienia się np. prezydenta Rumunii, a więc to już policzyłem, pięcioro kandydatów z naszego regionu, w tym cztery kobiety – podsumowywał sprawę Ryszard Czarnecki.
Od tego czasu wiele mogło się zmienić, ale z wypowiedzi posła PiS wynika, że wtedy, gdy polskie media obiegła wiadomość dotycząca możliwej kandydatury Aleksandra Kwaśniewskiego, nie była ona oczywistością. Może nawet w ogóle nie funkcjonowała na rozkręcającej się w Europie karuzeli nazwisk.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.