P rofesor Paweł Machcewicz z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku uznał obecność na głównej wystawie placówki postaci o. Maksymiliana Kolbego, rtm. Witolda Pileckiego i rodziny Ulmów za zbyteczną. "To nie jest gazetka ścienna – pouczył przy okazji – gdzie można umieszczać dowolne treści, byle były słuszne i patriotyczne. To zarazem dzieło sztuki i twór intelektualny, ekspozycja w każdym szczególe przemyślana i spójna i nie można dodawać do niej tego, co jakiś polityk, który akurat jest przy władzy, uzna za właściwe i potrzebne mu do osiągnięcia zaplanowanych celów". Swoją decyzją, oprotestowaną jak Polska długa i szeroka, dowiódł tego, że realizuje cel wskazany przez "akurat będącego u władzy" Donalda Tuska, którego zresztą w latach 2008–2014 był jednym z głównych doradców.
W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Machcewicz wyłuszczył, jakie ma zastrzeżenia do wszystkich tych inkryminowanych postaci, tak się składa, że polskich bohaterów, a w dwóch przypadkach na trzy nawet świętych i błogosławionych Kościoła katolickiego. Otóż o. Kolbe "był w latach 20. i 30. gorliwym antysemitą. Jako wydawca katolickich pism o ogromnym nakładzie, takich jak »Rycerz Niepokalanej« czy »Mały Dziennik«, publikował i sam pisał niezwykle jadowite, antysemickie teksty. Tymczasem na wystawie zostało to pominięte te, a ten niewygodny temat załatwiono poprzez kuriozalny eufemizm, że ojciec Kolbe »ewangelizował Żydów«".
"Naprawdę?" – nie może wyjść ze zdumienia "Gazetowy" rozmówca. – Tak. Przecież samo zastosowanie takiego terminu do tego, co robił ojciec Kolbe, jest oburzające" – stawia kropkę nad i wstrząśnięty i niezmieszany historyk.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.