Miałem wtedy 13 lat, do Palestyny przybyłem pół roku wcześniej. Jako pierwszy z mojej rodziny postawiłem stopy na brzegu ziemi obiecanej. Dopłynąłem tam przedwojennym statkiem rumuńskim z sześciorgiem innych dzieci z Polski ocalonych z Holokaustu. Statek dopłynął do portu w Hajfie w sobotę wieczorem, kiedy nie zajmowano się już pasażerami. Musieliśmy czekać do rana. Chyba potrzeba poezji, by opisać tę sytuację, kiedy siedmioro dzieci (pięcioro to sieroty) ocalonych z Holokaustu po tak długiej drodze widzi z pokładu statku tę ziemię, ale jeszcze nie może na niej stanąć i jej ucałować.
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
