Wie o tym językoznawca prof. Jerzy Bralczyk. Po tym, jak wywołał falę celebryckiego oburzenia stwierdzeniem, że zwierzęta zdychają, nie umierają, profesor znowu się naraził. Tym razem wrócił do słowa „Murzyn”. W rozmowie z portalem Kozaczek przyznał, że nie widzi w tym określeniu nic niewłaściwego. – To jest językowo oczywiście poprawne, bo w polszczyźnie funkcjonowało od bardzo dawna. W moim leksykonie indywidualnym ono także istnieje, nie wykreśliłem go m.in. dlatego, że dla mnie nie ma to żadnych negatywnych skojarzeń. Dla mnie jest to określenie po prostu pewnych cech fizycznych, które, kiedy ludzi postrzegamy, dominują – zaznaczył językoznawca. – Kiedy widzę osobę czarnoskórą, to w moim języku czy w moim mózgu od razu otwiera się klapka ze słowem „Murzyn”. I tak pewnie do śmierci będę miał. Bardzo często, za mojego pokolenia także, bycie „Murzynem” było czymś atrakcyjnie egzotycznym. Pamiętam, jak w 1955 r. pojawili się ludzie czarnoskórzy przy okazji wielkiego święta młodzieży, jak bardzo byli oni popularni i jak bardzo się chciało być „Murzynem” nawet – zauważył profesor.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.