Damian Cygan: Co chce osiągnąć Donald Trump, nakładając cła na partnerów handlowych USA?
Krzysztof Winkler: To jest zmiana charakteru stosunków gospodarczych na świecie, a także powrót do protekcjonistycznej polityki Stanów Zjednoczonych, która była prowadzona mniej więcej do końca II wojny światowej, z różnym natężeniem. Potem z uwagi na konieczność odbudowy sojuszników po wojnie wprowadzono nierównowagę w poziomie taryf, która jest celem administracji Trumpa. Jest też kwestia odzyskania miejsc pracy i odbudowy przemysłu, o czym mówi zarówno prezydent Trump, jak i członkowie jego administracji. Wreszcie to próba odbudowy pozycji USA w momencie, kiedy wyzwania, przed którymi staje Ameryka, są, jak oceniają eksperci, na poziomie lat 30. XX wieku.
Co mogą zrobić państwa, na które USA nałożyły cła?
Już przed ogłoszeniem taryf administracja Trumpa informowała, że będą możliwe negocjacje. Pytanie, czy państwa obłożone cłami podejmą rozmowy z Waszyngtonem, czy zdecydują się na działania, które będą odpowiedzią na to, co robi w tej chwili Trump. Należy pamiętać, że to jest dosyć brutalne działanie, które zdecydowanie wykracza poza reguły przyjęte w Światowej Organizacji Handlu (WTO). Oczywiście wiemy, że duży może więcej i Amerykanie, podobnie jak Chińczycy, mogą sobie na coś takiego pozwolić, przy czym otwarte pozostaje pytanie, czy i w jakim zakresie cele USA zostaną osiągnięte, bo sporo zależy również od reakcji drugiej strony.
Wielu komentatorów zwraca uwagę, że na taryfowej liście Trumpa nie ma Rosji. Dlaczego?
Sądzę, że Rosja, po pierwsze, nie ma dużej nadwyżki w handlu ze Stanami Zjednoczonymi. Po drugie, senator Lindsey Graham przygotowuje specjalny pakiet sankcji, który ma uderzyć nie bezpośrednio w Rosję, lecz w państwa, które kupują rosyjską ropę czy gaz. Natomiast proszę zwrócić uwagę, że na szczycie tej listy są Chiny – główny rywal USA. Rosja bowiem jest mocarstwem, ale tylko w wymiarze militarnym. Ma potężny arsenał jądrowy, zaprawioną w boju armię, która cały czas zdobywa doświadczenie na Ukrainie, natomiast gospodarka rosyjska, poza sektorem wydobywczym i zbrojeniowym, praktycznie nie istnieje. Rosjanie nie mają do zaoferowania właściwie niczego, może oprócz produktów rolnych i zboża. Zatem z tego punktu widzenia gospodarka Rosji nie jest dla USA problemem.
Kiedy zobaczymy pierwsze skutki ceł Trumpa? Czy to perspektywa miesięcy, czy lat?
To się niestety dopiero okaże. Jedne skutki będą szybciej, być może za kilka tygodni, kolejne za kilka miesięcy, a inne za kilka lat. To jest dopiero początek procesu przebudowy stosunków gospodarczych na świecie. Z pewnymi zastrzeżeniami można zgodzić się ze stwierdzeniem, że to początek końca procesu globalizacji, jaki znaliśmy do tej pory. Sądzę, że państwa będą starały się chronić swoje rynki i zapewnić sobie minimum produkcji przemysłowej, która jest wymagana do tego, żeby państwa w sytuacjach kryzysowych, takich jak pandemia czy konflikty zbrojne przerywające łańcuchy dostaw, mogły funkcjonować. Jednocześnie zwróciłbym uwagę na postęp technologiczny.
Co ma pan na myśli?
Mówi się, że część produkcji, która w tej chwili odbywa się w Europie, Japonii czy Korei, może być realizowana w USA przy wykorzystaniu np. drukarek 3D, gdzie będą potrzebne pewne surowce, ale sam koncept wyprodukowania danego towaru czy półproduktu będzie mógł być zadaniowany z centrali w Londynie, Tokio czy we Frankfurcie nad Menem. Być może więc kolejnym skutkiem ubocznym taryf, o którym trochę mniej się mówi, będzie postęp technologiczny w dziedzinie produkcji jako takiej.
Czytaj też:
Cła Trumpa mocno uderzyły w Rosję. "Miliardy dolarów wyparowały"Czytaj też:
Tak Niemcy mogą odpowiedzieć na cła Trumpa. W grze 1200 ton złota
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl