Była żona Palikota: Chce mi się za niego pomodlić

Była żona Palikota: Chce mi się za niego pomodlić

Dodano: 
Janusz Palikot
Janusz Palikot Źródło: PAP / Wojciech Pacewicz
Była żona Janusza Palikota, Maria Nowińska, zabrała głos ws. sytuacji byłego męża.

Para rozwiodła się po kilkunastu latach małżeństwa w 2005 r. Po rozwodzie małżonkowie spierali się m.in. o Polmos Lublin oraz rezydencję w Jabłonnie pod Lublinem. "Maria Nowińska publicznie oskarżała Janusza Palikota m.in. o wyprowadzanie milionów złotych do rajów podatkowych" – podaje "Super Express".

Dziś ich relacje są zupełnie inne. "Byłej żonie biznesmena, oskarżonego o oszustwa na kwotę 70 milionów złotych, jest przykro kiedy widzi Janusza Palikota odprowadzanego do aresztu przez służby" – czytamy.

– Przykro, że to wszystko tak się skończyło. Paradoksalnie to jest właśnie dominujące uczucie po tych dwudziestu latach. Mamy dwóch wspólnych synów, jestem z nich bardzo dumna, jestem dumna z ich osiągnięć, teraz całą sytuację bardzo mocno przeżywają – mówi Maria Nowińska. mówi też o modlitwie. – Nie jestem osobą wierzącą, a chce mi się za niego pomodlić – wskazuje była żona Janusza Palikota.

Palikot nie płacił pracownikom

Janusz Palikot jest podejrzany o oszukanie kilku tysięcy osób na przeszło 70 mln zł. Został aresztowany warunkowo na dwa miesiące. Jeśli do końca października wpłaci kaucję w wysokości miliona złotych, będzie mógł od razu wyjść na wolność.

Tu w Tenczynku to ludzie sobie, a Palikot sobie. Nie dbał o relacje z mieszkańcami, zresztą zostawił po sobie złą sławę. W mediach szastał kasą na lewo i prawo, a córka sąsiadki w maju się musiała zwolnić, bo nie płacił pensji. Miała małe dziecko i na taką niepewność nie mogła sobie pozwolić – opowiedział "Gazecie Wyborczej" pan Adam, mieszkaniec Tenczynka. To tam Palikot uruchomił browar, który po zatrzymaniu biznesmena przez CBA jest zamknięty. Tenczynek to wieś położona w województwie małopolskim, w gminie Krzeszowice.

Pracownicy browaru miesiącami narzekali na to, że nie dostają wypłat. Jako jeden z pierwszych alarmował o tym aktyeista miejski Jan Śpiewak. "Biznesmen nie opłacał tych, którzy pracowali na umowach typu B2B, jak i pełnoprawnych etatowych umowach o pracę. Nie płacił ZUS-u, nie przelewał pieniędzy na Pracownicze Plany Kapitałowe. Dług, jak podlicza Państwowa Inspekcja Pracy, wynosił niemal 2,3 miliona złotych" – opisuje "GW".

Czytaj też:
Był prawą ręką Palikota. Dziś przyznaje: Dość późno przejrzałem na oczy

Źródło: Super Express / "GW"
Czytaj także