W nocy z piątku na sobotę na S7 doszło do karambolu, w którym śmierć poniosły cztery osoby, w tym dwoje dzieci, a kilkanaście osób zostało rannych. Po wypadku zatrzymano 34-letniego kierowcę ciężarówki.
– Kierowca pojazdu ciężarowego nie przyznał się do winy, wystąpimy do sądu z wnioskiem o zastosowanie środków zapobiegawczych – przekazał w niedzielę Marcin Kurzępa z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Kierowca ciężarówki wczesnym popołudniem został doprowadzony w kajdanach na przesłuchanie, gdzie usłyszał zarzuty spowodowania katastrofy w ruchu lądowym.
Mężczyźnie grozi do 15 lat pozbawienia wolności. Prokuratura wystąpiła o zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci aresztu tymczasowego.
Karambol na S7
Do karambolu doszło w piątek po godz. 23 w pobliżu zjazdu z drogi ekspresowej S7 w okolicach Borkowa w województwie pomorskim. To tam zderzyły się 22 samochody. Skutki wypadku były dramatyczne: śmierć poniosły cztery osoby, w tym dwoje dzieci w wieku 7 i 10 lat, a kilkanaście osób zostało rannych.
Pierwsze ustalenia wykazały, że sprawcą karambolu był 37-letni kierowca ciężarówki. Mężczyzna został zatrzymany przez funkcjonariuszy na miejscu tragedii. Pierwsze badania wykluczyły obecność alkoholu w jego organizmie.
"Tachograf z ciężarówki, który może dostarczyć istotnych informacji o prędkości pojazdu i aktywności kierowcy przed zdarzeniem, jest poddawany analizom. Ponadto, telefon komórkowy 37-latka został zabezpieczony i przekazany do szczegółowego badania przez specjalistów. Ekspertyza urządzenia ma przyczynić się do pełniejszego zrozumienia przyczyn katastrofy" – informował Polsat News.
Tymczasem media dotarły do wypowiedzi kierowcy ciężarówki, która padła tuż po wypadku w rozmowie z policjantami.
Na razie wiadomo tylko tyle, że 37-latek miał tłumaczyć policjantom, że się zagapił — podaje nieoficjalnie Radio dla Ciebie.
Mężczyzna przebywa obecnie w areszcie. Czynności z nim zostały zaplanowane na niedzielę. Z kolei sekcje zwłok ofiar wypadku odbędą się w poniedziałek.
Największa katastrofa drogowa od 1994 roku
Według strażaków, którzy rozmawiali z portalem Onet, jest to największa katastrofa drogowa od czasu wypadku w 1994 r. autobusów w Kokoszkach.
W rozmowie z mediami relacjonował ją jeden ze świadków. – Będąc na wysokości Węzła Lipce w oddali zobaczyłem jakby wybuch – opowiadał świadek tragedii w rozmowie z serwisem trojmiasto.pl. – Gdy dojechałem na miejsce zobaczyłem, jak ludzie angażują się w pomoc ofiarom. Natychmiast powstał korytarz życia, wyciągaliśmy poszkodowanych z samochodów. Kiedy przyjechały pierwsze zastępy straży pożarnej wróciliśmy do samochodów, żeby nie utrudniać służbom pracy – wskazał.
Czytaj też:
Są wyniki badań kierowcy ciężarówki. Nowe informacje o wypadku na S7