Już w tym tygodniu minister zdrowia Izabela Leszczyna ma przedstawić projekt dot. konsolidacji szpitali. Zakłada on, że każdy szpital w np. sąsiadujących ze sobą powiatach specjalizowałby się danej dziedzinie, a nie wszystkie prowadziłyby po kilka różnych oddziałów. Jak realizacja tego pomysłu miałaby wyglądać w przypadku porodówek? Szefowa resortu zdrowia chce, aby kobiety ciężarne były dowożone do szpitali kartką pogotowia.
Likwidacja porodówek. Morawiecki alarmuje
Do sprawy odniósł się w poniedziałek za pośrednictwem mediów społecznościowych Mateusz Morawiecki.
"Czy wyobrażacie sobie, że Wasza oczekująca dziecka żona, córka, siostra, partnerka – jedzie na poród kilkadziesiąt kilometrów od domu rodzinnego? Bo obecna władza jak najbardziej" – zaczął swój wpis na platformie X. Były premier podkreślił, że tak mniej więcej można streścić projekt rządowej reformy – czyli de facto likwidacji – dziesiątek oddziałów porodowych w całej Polsce.
"Szli do wyborów obiecując wsparcie kobietom – dziś zamiast wsparcia jest raczej wyparcie. Obietnic" – wskazał.
Morawiecki: Pewne rzeczy nie mają ceny
Polityk zwrócił uwagę, że w dobie alarmującej sytuacji demograficznej Polski, gdy każdy odpowiedzialny rząd musi podejmować działania zachęcające do posiadania dzieci, budować atmosferę bezpieczeństwa – rząd Koalicji Obywatelskiej mówi: "nie możesz rodzić blisko domu – bo za drogo".
Według Morawieckiego, pewne rzeczy nie mają ceny. "Pieniądze na tak podstawowe prawo człowieka – jak prawo do bezpiecznego, godnego porodu z najbliższymi – po prostu muszą się znaleźć. Bez szczęśliwych matek i bezpiecznych, zdrowych dzieci nie ma rodzin. A bez polskich rodzin – nie ma Polski" – podkreślił.
Były premier zakończył swój wpis pytaniem o to, "jakie są priorytety i cele tego nieudolnego rządu".
Czytaj też:
Obietnica Leszczyny. Państwowe karetki dowiozą ciężarną na poródCzytaj też:
Nastolatki u ginekologa. Minister zapowiada zmianę w przepisachCzytaj też:
"Alert na porodówkach". Rośnie zadłużenie oddziałów ginekologicznych