Szefowa Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu m. st. Warszawy, która podjęła decyzję o rozwiązaniu Marszu Powstania Warszawskiego zorganizowanego 1 sierpnia przez środowiska narodowe, była funkcjonariuszem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w okresie, kiedy jego szefem był Czesław Kiszczak. Informację tę ujawnił na łamach "Gazety Polskiej" prof. Sławomir Cenckiewicz. Ewa Gawor była podporucznikiem MO, absolwentką Wyższej Szkoły Oficerskiej im. Feliksa Dzierżyńskiego oraz pracownikiem Departamentu PESEL MSW. Objęła ją ustawa dezubekizacyjna pozbawiająca esbeków przywilejów emerytalnych.
O swojej przeszłości Gawor mówiła dziś w programie #RZECZoPOLITYCE. Pytana czy nie żałuje decyzji o rozwiązania marszu, która ostatecznie doprowadziła do ujawnienia jej przeszłości urzędniczka warszawskiego ratusza odparła: "Nie żałuję, nikt mnie nie zastraszy, mogą mnie opluwać jak chcą". Przyznała jednocześnie, iż przykro jej, że w sprawę tę włączono jej całą rodzinę. – Ojca, który nie żyje od 1961 roku. Ojczyma, który był wojskowym, ale całe życie miał problemy i zablokowano mu szkołę oficerską bo chodził do kościoła… I z tego powodu przez całą pracę zawodową miał problemy. Chodził i chodzi – mówiła.
Gawor dodała, że choć jest jej przykro, nie zmieniłaby swojej decyzji. – Jestem urzędnikiem, mam stać na straży prawa. 23 lata zajmuje się bezpieczeństwem w Warszawie. 3 tysiące zgromadzeń w tej chwili mamy w ciągu roku. I przez 23 lata to moja trzecia decyzja, kiedy rozwiązałam zgromadzenie – podkreśliła. Wskazała przy tym, że jej zdaniem podjęła decyzję słuszną, jednak ostateczna jej ocena będzie należała do sądu.
Czytaj też:
Komunistyczna przeszłość Gawor. "GPC" ujawnia wątek smoleński