Można się zżymać na Smarzowskiego, że zrobił film antyklerykalny metodami „Der Stürmera”, można narzekać na bejsbolowy antykatolicyzm części komentatorów. Można, ale nic to nie daje. Lepsza jest zupełnie inna postawa.
Awanturę dotyczącą „Kleru” śledzę z daleka. Rzutem na taśmę obejrzałem film i poleciałem do Japonii, którą przemierzam szlakiem św. Maksymiliana i japońskich męczenników (też „kleru”, ale jakże innego od tego, który „przedstawił” Smarzowski). I być może to pozwala zachować mi dystans do rytualnej wojny, która trwa obecnie w naszym kraju.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.