Flis: konserwatywny bunt przeciw PiS? Mało realne. Decyduje strach przed drugą stroną

Flis: konserwatywny bunt przeciw PiS? Mało realne. Decyduje strach przed drugą stroną

Dodano: 
Socjolog, dr hab. Jarosław Flis
Socjolog, dr hab. Jarosław Flis Źródło: PAP / Tomasz Gzell
Oczywiście, że są wyborcy prawicy zniechęceni pewnymi działaniami PiS, w ich odczuciu zbyt mało wyrazistymi. Jednak sposobem na utrzymanie takich wyborców jest przedstawienie alternatywy. Tego co stanie się, gdy „nasz” obóz utraci władzę i przejmie władzę obóz skrajnie odmienny – mówi portalowi DoRzeczy.pl prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Czy możliwe jest coś takiego jak konserwatywny bunt przeciwko Prawu i Sprawiedliwości?

Jarosław Flis: Co znaczy określenie konserwatywny bunt?

To, że część wyborców PiS może poczuć się zawiedziona faktem, że partia rządząca „odpuściła” niektóre tematy, jak zaostrzenie ustawy aborcyjnej. Że w niektórych sytuacjach PiS najpierw idzie jak taran ostro do przodu, by potem się nagle wycofać. I, grupa ta może zostać zagospodarowana przez jakąś nową siłę na prawicy. To realny scenariusz?

Zawsze istnieje grupa wyborców, która oczekiwała czegoś więcej. Tu jest przykład Nowoczesnej, której się udało dotrzeć do wyborców z przekazem, że będzie taką lepszą, czytelniejszą Platformą. Że nie będzie robić żadnych ukłonów w kierunku centrum, ale będzie bardziej liberalna niż PO. W sensie wyborczym to się udało, Nowoczesna weszła do Sejmu. Jednak pożytku dla samej idei liberalnej za wiele z tego nie było. A i sam sukces nie był jakiś wstrząsający, a z dzisiejszej perspektywy okazał się krótkotrwały. Porażką skończyła się SDPL, która miała być takim „lepszym SLD”. Przykłady te dowodzą jednej rzeczy.

Jakiej?

Że łatwiej jest czasem osłabić własny obóz, niż zbudować nową jakość, stać się kimś rozgrywającym. To jest zresztą też przypadek „lepszego PiS-u”, którym miała być Solidarna Polska. I też nie wyszło. Tych prób było trochę, niektóre krótkotrwale udane. Natomiast rzeczywiście Prawo i Sprawiedliwość ma pewien problem. Jest w elektoracie pytanie, dlaczego jak klub PiS był w opozycji i wiadomo było, że nie będzie w większości, sprawa nie przejdzie, w całości głosował za zaostrzeniem aborcji, a dziś, gdy ma większość i mógłby zaostrzenie ustawy przeprowadzić tego nie robi. Pewne rzeczy łatwo się zapowiada będąc w opozycji, a potem zmienia się perspektywa. I płaci się za to cenę.

No właśnie. Oprócz ochrony życia jest temat Smoleńska, o którym ostatnio partia rządząca mówi znacznie mniej?

Sprawa wraku smoleńskiego była przedstawiana jako kwestia woli, że wystarczy, że zmieni się władza i wrak ten zostanie odzyskany. Minęły trzy lata i okazuje się, że chyba nie była to tylko kwestia woli rządzących. Bo fajnie i łatwo mówi się pewne rzeczy będąc w opozycji, a zupełnie inaczej jest, gdy trzeba je skonfrontować z rzeczywistością gdy jest się u władzy. Tak samo z aborcją. Łatwo się mówi, gdy walczy się o trzydziestoprocentowy elektorat. Tymczasem jeśli chodzi o stosunek do aborcji, jedna trzecia Polaków jest za zaostrzeniem ustawy, jedna trzecia za złagodzeniem, a jedna trzecia za utrzymaniem status quo. A więc przeprowadzenie tej ustawy spowodowałoby negatywną reakcję dwóch trzecich społeczeństwa. Rozjuszanie ich przed wyborami nie byłoby zbyt racjonalnym działaniem.

No dobrze, ale dla sporej części konserwatywnego elektoratu akurat sprawa ochrony życia jest kluczowa?

Tak, i wyborcy ci mają na tyle sprecyzowane poglądy, że chcieliby wyrazić swoje zdanie. Tylko pytanie, czy chcieliby to zrobić, gdyby miało to skutkować utratą władzy przez rządzący obóz. Proszę też zwrócić uwagę, że gdyby spojrzeć na obie strony sporu ideowego, to nie wygląda prosto.

W jakim sensie?

Na przykład w sprawie smoleńskiej. Przedstawiciele MON sugerują, że to był zamach, a tymczasem MSZ nie robi nic, by choćby wezwać na dywanik rosyjskich dyplomatów. Tymczasem, gdy w Wielkiej Brytanii dochodzi do podtrucia byłego szpiega, to wiele krajów Unii Europejskiej, w tym Polska wydala swoich dyplomatów. A tu miało dojść do zabicia prezydenta i najważniejszych osób w państwie i władze nie robią z tym nic. Coraz więcej ludzi funkcjonują ze świadomością, że retoryka to jedno, a realne działania co innego.

No dobrze, ale czy w takim razie nie jest tu możliwe powstanie jakiejś nowej siły, mogącej podebrać głosy tych zdeklarowanych konserwatystów?

Partie głównego nurtu zawsze mają jeden atut – mogą przedstawić alternatywę, co stanie się, jak przegrają wybory. Jako alternatywę dla PiS przedstawiane będą rząd Platformy Obywatelskiej. I radykalnych wyborców partii rządzącej może to skutecznie zniechęcić do szukania alternatywy.

Czytaj też:
Radny PiS: Skandal na sesji Rady Warszawy. "Pachnie ciamajdanem"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także