Sprawa Krzysztofa Stańki jest obok szeregu podobnych przypadków, takich jak sprawa właścicieli poznańskiego „Bestcomu” czy Romana Kluski sztandarowym przykładem patologii w organach ścigania. Opisywałem ją kilkukrotnie, zarówno w „Do Rzeczy” jak i wcześniej w „Rzeczpospolitej”. W piątek przed Sądem Okręgowym w Opolu rozpocznie się proces o odszkodowanie od Skarbu Państwa. Krzysztof Stańko domaga się 3,3 mln złotych zadośćuczynienia.
- 2,7 mln złotych po 100 tysięcy złotych za każdy miesiąc, który spędziłem w areszcie i 500 tysięcy zł za krzywdy, które poniosłem. - mówi przedsiębiorca w rozmowie z „Do Rzeczy”.
Mężczyźnie podczas zatrzymywania funkcjonariusze zastrzelili ukochanego, nieagresywnego psa. Stracił klientów, którzy przestali przyjeżdzac do prowadzonego przez niego ośrodka. A w areszcie poważnie rozchorował się na wrzodowe zapalenie jelita grubego.
- Próbowano mnie leczyć w areszcie, ale bardzo nieudanie, teraz czeka mnie kolejny zabieg, grozi wycięcie jelita i worek- opowiada nam Stańko.
Właściciel ośrodka turystycznego w Turawie został zatrzymany przez CBŚ w 2003 r. Na wniosek katowickiego prokuratora Romana Pietrzaka trafił do gliwickiego aresztu. Powód? Były gangster Maciej B, ps „Gruby”, który w zamian za „sypanie” otrzymał status świadka koronnego opowiedział śledczym, że Stańko w kuchni w ośrodku w Turawie wyprodukował ponad 200 kg amfetaminy. Miał je trzymać na wyspie na Jeziorze Turawskim, a następnie sprzedawać gangsterom. Słowa gangstera wystarczyły do zatrzymania Stańki i wpakowaniu do aresztu.
Prokuratora nie zainteresowało to, że na akwenie, o którym opowiadał „świadek koronny” nigdy nie było żadnej wyspy. Jego podejścia do sprawy nie zmienił również fakt, iż już 20 dni po zatrzymaniu przedsiębiorcy specjaliści CBŚ uznali, że w ośrodku Stańki nie ma żadnych śladów narkotyków ani dowodów, by kiedykolwiek były tam produkowane. Ani to, że – jedyny świadek w całej sprawie- „Gruby” znany był z tego, że wyłudzał od opolskich przedsiębiorców pieniądze szantażując ich groźbą obciążenia przed prokuraturą.
Katowicki śledczy przez dwa lata i trzy miesiące, które Stańko spędził w areszcie z zatrzymanym przedsiębiorcą spotkał się tylko dwa razy. Przesłuchując go po zatrzymaniu i drugi raz kilkanaście miesięcy później - przedstawiając akt oskarżenia.
Krzysztof Stańko został prawomocnie uniewinniony. Sądu dwóch instancji zmiażdżyły działania prokuratora Pietrzaka. Oceny wystawione przez sędziów z Opola i Wrocławia były druzgoczące. „Prowadzenie działań niemoralnych i nieetycznych, pozbawionych oparcia w materiale dowodowym”- tak recenzowali działania katowickiego śledczego. „–Świadek kupczył swoimi zeznaniami. Były one jedynymi dowodami w sprawie. Badania biegłych nie potwierdziły zarzutów prokuratury” – mówił wówczas sędzia Witold Franckiewicz
Kiedy cztery lata temu opisywałem całą sprawę, wskazując na nieudolność i niekompetencje prokuratora Pietrzaka potwierdzone prawomocnym wyrokiem sądu w obronę wzięli go przełożeni, w tym prokurator generalny Seremet, który w przetrzymywaniu ponad dwa lata za kratkami niewinnego człowieka nie dopatrzył się uchybień prokuratora. „.-W ocenie Prokuratury Generalnej nie ma podstaw do podejmowania kroków dyscyplinarnych zarówno wobec prokuratora Romana Pietrzaka, jak i jego przełożonych”- przekonywał mnie wówczas prokurator Mateusz Martyniuk, rzecznik Seremeta.
Prokurator Roman Pietrzak, który wysłał Krzysztofa Stańkę, bezpodstawnie na 27 miesięcy do aresztu nadal jest gwiazdą organów ścigania. W kwietniu decyzją Zbigniewa Ziobry wszedł w skład śledczych Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Katowicach.
foto: YT
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
dorzeczy.pl/gielda