Po tragedii w Gdańsku padły słowa o tym, że konieczne jest obniżenie sporu politycznego, pojednanie, wyciszenie emocji. Czy to możliwe w sytuacji, gdy już trwa spór o to, czy zabójca Pawła Adamowicza był szaleńcem, czy też był to mord motywowany politycznie?
Paweł Zalewski: Przede wszystkim trudno przypuszczać, by takiego czynu dokonał ktoś normalny. Również Eligiusz Niewiadomski nie był osobą zrównoważoną. A jednocześnie oczywiste, że był motywowany politycznie. Ale zostawmy to, bo nie czas i nie miejsce, żeby o tym rozmawiać. Natomiast jeśli chodzi o obniżenie temperatury sporu jestem umiarkowanym, ale jednak optymistą.
Z czego ten optymizm wynika?
Byłem na marszu milczenia po śmierci Pawła Adamowicza. I widziałem bardzo wielu młodych ludzi. Była to rzecz bez precedensu. Młodych ludzi połączyło wydarzenie publiczne. Ale przyszli nie ze względu na poglądy -bo te mieli różne – ale żeby zaprotestować przeciwko nienawiści w życiu publicznym i mowie nienawiści w życiu publicznym. Bo wszyscy są zgodni, że mowa nienawiści przyczyniła się do tej tragedii. Gdybyśmy dziś pokazali kryterium podziału wśród Polaków, to jest to stosunek do mowy nienawiści. I myślę, że jest to wskazówka dla polityków.
Jednak ostre słowa padają ze wszystkich stron.
Mnie dziś nie interesuje kto bardziej, kto mniej. Ale jaką Polskę wybierzemy: czy wybierzemy Polskę, która będzie budowana na fundamencie tak rozumianej wolności, że dopuszcza nienawiść, czy się temu sprzeciwimy, czy wybierzemy tę Polskę, którą przedstawił Adamowicz w swoich ostatnich słowach przed śmiercią. Otwartą, tolerancyjną, czy Polska będzie takim Gdańskiem. Ale tu zadanie rządzących. Czy te wszystkie śledztwa, na przykład wobec ludzi, którzy powiesili portrety europosłów, czy wobec tych, którzy wydrukowali świadectwa zgonu jedenastu prezydentów miast, a wśród nich był Adamowicz, będą wznowione, względnie kontynuowane. Czy takie coś będzie w przyszłości ściganie z urzędu. To taki moment „Sprawdzam”, gdzie jesteśmy. A fakt, że młodzi ludzie, którzy nie akceptują tej nienawiści, stanowią przyszłość Polski, daje nadzieję, że ci politycy, którzy uważali dotąd, że należy strzec się poprawności politycznej z uwagi na wolność słowa, dziś będą musieli zmienić zdanie, bo inaczej zostaną zmieceni w wyborach parlamentarnych.
Mówi Pan, że konieczne jest ograniczanie mowy nienawiści, wspomina Pan o politycznej poprawności. Jednak tu jest pytanie, co jest tą mową nienawiści. Żeby nie poszło to w drugą stronę. Jak w krajach, gdzie do aresztu można trafić za publiczne odmawianie modlitwy w obronie dzieci nienarodzonych…
Panie redaktorze, bądźmy poważni! W Polsce nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że modlitwa jest mową agresji. Są być może kraje, w których o możliwe. Ale nie u nas. Określenie, co jest mową nienawiści, nie było problemem dla prokuratury ani sądu przed 2015 rokiem. Teraz wystarczy wrócić do tej praktyki. Trzeba po prostu uznać, że poprawność polityczna, która wymusza szacunek do osoby, o której mówimy, nie jest czymś, co nas ma ograniczać, ale czymś, co uniemożliwia mowę nienawiści. Została wymyślona na Zachodzie po to, aby nie można było zatruwać narodów nienawiścią, która zawsze prowadziła do terroru czy to zinstytucjonalizowanego – jak w hitlerowskich Niemczech, czy to do aktów terroru dokonanego przez jednostki słabsze. Przecież to, co się wydarzyło w niedzielę, morderstwo na prezydencie Adamowiczu nie jest czymś niespotykanym w historii świata. Ale też Polski – przecież Eligiusz Niewiadomski dokonał zamachu na prezydencie Narutowiczu. Czynu, który uważał za patriotyczny. Ja myślę, że to oczywiste, to jest też kwestia orzecznictwa w tej sprawie, bo w ostateczności będzie zawsze orzekał sąd.
Czytaj też:
Jackowski: Zadekretowanie politycznej poprawności, byłoby swoistą cenzurąCzytaj też:
Poseł PO: Eskalacja agresji nie powinna mieć miejsca
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.