Katarzyna Tybinka: Z pewnością wymaga to dobrego dostrojenia, wzajemnego zrozumienia i wrażliwości. Otwartości na wielogodzinne rozmowy. Nie tylko o treści serialu. Nasza praca dotyka delikatnej materii ludzkich emocji, bohaterów w kryzysie. Dlatego scenarzyści często dzielą się między sobą osobistymi doświadczeniami. Dla mnie od razu było jasne, że w tym przypadku współpraca z Anią będzie niezbędna. Po pierwsze, ma wiedzę historyczną, której mnie brakuje, po drugie – to z naszej wspólnej rozmowy wyniknęła koncepcja adaptacyjna, serce tej opowieści. Pomysł na temat, zasadę porządkującą. Stąd naturalne było, że będziemy pracowały wspólnie nad szczegółowym zarysem całej historii. Gdy przyszło do pisania poszczególnych odcinków, podzieliłyśmy się wątkami, które każda z nas „czuła” lepiej. Oczywiście później czytałyśmy nawzajem swoje fragmenty i wymieniałyśmy się uwagami.
Z powieści Wacława Holewińskiego „Pogrom 1905” zdecydowały się panie wyeksponować kobiety. Dlaczego?
Anna Gabryś: W pierwszej chwili, po przeczytaniu powieści po raz pierwszy, trudno było nam wyłuskać pierwszoplanowego bohatera i wyobrazić sobie taką historię, którą ekran mógłby „polubić”. Zaproponowałyśmy więc podejście nieco inne, które poskutkowało też poważnym odstępstwem od pierwowzoru literackiego. Postawiłyśmy na kobiety, wychodząc z założenia, że kobiety są pokrzywdzonymi bohaterkami historii w ogóle. Wokół nich toczą się wielkie wydarzenia: odległe echa rewolucji w Rosji, w Kongresówce, w tle polscy socjaliści marzą o niepodległości, rosyjscy włodarze „dzielą i rządzą”. A kobiety? Robią to, co zawsze i wszędzie: walczą o swoją wolność, o własną autonomię.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.