Gdybym w tym miejscu pozbył się zahamowań i wprost napisał, co myślę o obecnej władzy i czego życzę najwyższym jej przedstawicielom z wyszczególnieniem wszystkich tortur, którym z niekłamaną satysfakcją poddałbym np. rząd z jego szefem na czele, redaktor naczelny nie dopuściłby do druku tego tekstu, w trosce nie wyłącznie o przyszłość naszego tygodnika, ale – może przede wszystkim – martwiąc się o stan psychiczny czytelników.
Jakkolwiek byśmy na tę hipotetyczną sprawę patrzyli, autor w takiej sytuacji sam musi się ocenzurować albo ktoś to za niego uczyni. I nie udawajmy – tymi słowy zaczyna Jakub Maciejewski swą bardzo ciekawą „Historię cenzury. Od starożytności do XXI wieku” – „że chcemy świata bez jakiejkolwiek cenzury. Cenzurujemy przecież dzieciom przemoc czy seks w filmach [bo czy w szkołach, to od niedawna nie jest to już takie pewne – przyp. K.M.] oraz grach komputerowych, wolimy, by zapoznawały się z wzorcami sumienności w nauce niż wulgarności czy konsumpcji używek. Nie chcemy też zupełnej swobody dla dorosłych – zakazujemy pornografii dziecięcej, ale też ograniczamy dostęp do treści, które mogą rodzić ekstremizmy i zachęcać do terroryzmu”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.