Autor „Morfiny” do tej pory był czytany przez wszystkich. Czy słynne „P…dol się Polsko” to strzał w stopę, który pozbawi go sporej rzeszy czytelników - zastanawia się w najnowszym Do Rzeczy Anna Herbich.
- Do niedawna o Szczepanie Twardochu można było powiedzieć dwie rzeczy. Że jest najzdolniejszym prozaikiem młodego pokolenia i że nie ma wrogów. Ta pierwsza opinia ugruntowała się po wydaniu jego – znakomicie przyjętej przez czytelników – „Morfiny”. Tą drugą zawdzięczał temu, że nie dawał się zaszufladkować. Mimo usilnych starań żaden z dwóch potężnych obozów, na które dzieli się Polska, nie zdołał go do siebie przyciągnąć.
Nie udało się to zarówno prawicy, jak i lewicy. Twardoch szedł swoją drogą i to najwyraźniej czytelnikom bardzo odpowiadało. Czytali go bowiem zarówno wyznawcy „Gazety Wyborczej”, jak i najbardziej twardy konserwatywny elektorat. Dzisiaj wygląda jednak na to, że ta niecodzienna sytuacja dobiegła końca. Stało się tak za sprawą trzech słów, które Twardoch zamieścił na swoim profilu na Facebooku.
Chodzi oczywiście o „P…dol się Polsko”. Czyli reakcję pisarza na decyzję Sądu Najwyższego w Warszawie uznającą, że Ślązaków nie można uznać za odrębny naród. Twardoch uważa się bowiem właśnie za Ślązaka i od pewnego czasu głośno to manifestuje. Jego słowa wywołały burzę. Na portalach internetowych zawrzało, a Twardoch sam wskoczył do szuflady, do której wcześniej próbowano go wepchnąć. Nie żałuje jednak wypowiedzenia tych trzech słów.
– Wcale nie uważam, żebym przesadził – mówi Szczepan Twardoch w rozmowie z „Do Rzeczy”. – Chętnie powtórzę to jeszcze 10 razy. Kiedy ktoś próbuje mi napluć w duszę, to daję w pysk, po prostu. Urażeni poczuli się ci sami ludzie, którym jednocześnie bardzo podoba się wyrok Sądu Najwyższego. Ci sami, którzy opowiadają te wszystkie brednie o wymyślaniu śląskiej tożsamości za niemieckie pieniądze i dowcipaski o narodzie łomżyńskim. Bardzo się więc cieszę, że poczuli się dotknięci. Mam nadzieję, że zabolało.
A co z tymi wszystkimi, którzy wcale nie uważają Ślązaków za niemieckich agentów, a mimo to poczuli się słowami pisarza urażeni?
– No cóż, ci oberwali rykoszetem – odpowiada Twardoch.
Cały artykuł dostępny w nr 2/050 tygodnika Do Rzeczy.