Po ponad 30 latach publicysta odchodzi z "Wyborczej". Poszło o interwencję w treść artykułu

Po ponad 30 latach publicysta odchodzi z "Wyborczej". Poszło o interwencję w treść artykułu

Dodano: 
Siedziba "Gazety Wyborczej"
Siedziba "Gazety Wyborczej" Źródło:PAP / Szymon Pulcyn
Konstanty Gebert (publikujący pod pseudonimem Dawid Warszawski), ogłosił, że po ponad 30 latach rozstaje się z "Gazetą Wyborczą".

Gebert poinformował, że był zmuszony podjąć taką decyzję po tym, jak redakcja chciała ingerować w treść jego felietonu. Publiysta odmówił i uznał, że jest to znak, że czas pożegnać się z "Wyborczą". "Skoro w kwestiach zasadniczych nie możemy się dogadać, to trzeba się będzie rozstać" – w swoim ostatnim tekście na stronie "GW".

Poszło o "neonazistów"

Jak przyznaje Gebert, sprawa dotyczy pułku Azow, który broni Mariupola. Publicysta chciał określić ukraińskich wojowników mianem "neonazistów", na co nie zgodziła się redakcja.

"W tym miejscu miał się, jak co tydzień, ukazać kolejny, 1061. już tekst z cyklu „Prognoza pogody", poświęcony tym razem sprzecznościom politycznej retoryki prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Ale się nie ukaże: ukraiński batalion Azow, walczący bohatersko w obronie Mariupola, określiłem w nim mianem „neonazistowskiego", co Redakcja uznała za niedopuszczalne. Ja z kolei nie zgodziłem się na zastąpienie tego terminu słowami „skrajnie prawicowy" itp., a za niedopuszczalną uznałem samą taką ingerencję. Skoro zaś w kwestiach zasadniczych nie możemy się dogadać, to trzeba się będzie rozstać" – napisał Gebert w swoim pożegnalnym felietonie.

Konstanty Gebert. piszący pod pseudonimem "Dawid Warszawski", był dziennikarzem "Gazety Wyborczej" od 1989 r. Oprócz tego publicysta był również założycielem miesięcznika o tematyce żydowskiej „Midrasz”, jak również wchodzi w skład Komitetu Wspierania Muzeum Historii Żydów Polskich Polin.

Bohaterowie z brunatną skazą

"Nigdy nie wątpiłem w swoich chłopaków. Ale ten heroizm, który oni demonstrują tutaj… Kiedy żołnierze są ranni trzeci, czwarty raz, jednemu amputują palce, drugi jest ciężko ranny odłamkiem, a oni mówią: »Dowódco, jestem gotów iść do walki za parę dni, kiedy znów stanę na nogi«. Trudno to opisać słowami. Oni przejawiają taki heroizm, taką wolę walki! Mają na tyle silną motywację, żeby walczyć dalej […]. W ich oczach nie widzę strachu, tylko nienawiść” – tak w wywiadzie, który przeprowadził z nim znany ukraiński dziennikarz Dmytro Gordon, chwalił swoich podkomendnych mjr Denys Prokopenko, dowódca pułku „Azow”.

Historię pułku w najnowszym numerze "Do Rzeczy" opisał Maciej Pieczyński. "Heroiczni, świetnie wyszkoleni obrońcy Mariupola i wielcy patrioci Ukrainy. A jednocześnie owiani złą sławą radykalni nacjonaliści i rasiści, nie tylko przez Rosjan nazywani neonazistami" –pisze Pieczyński.

Czytaj też:
Bohaterowie z brunatną skazą
Czytaj też:
Dziennikarz "Wyborczej" twarzą głośnego, antypolskiego dokumentu w hiszpańskiej TV
Czytaj też:
Rosja "walczy z satanizmem” na Ukrainie

Źródło: Gazeta Wyborcza
Czytaj także