Szlak Viktora Orbána – droga czy bezdroża
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

Szlak Viktora Orbána – droga czy bezdroża

Dodano: 
Premier Węgier Viktor Orban
Premier Węgier Viktor Orban Źródło: PAP/EPA / MAX BRUCKER
Polemika "Do Rzeczy" || Irytuje mnie ten ton zachwytu i zazdrości wobec polityki Viktora Orbána. Węgry nie powinny być dla nas wzorem. Mamy prawo do bardziej ambitnej polityki i nieuczciwością jest opisywanie jej jako awanturnictwa czy bycia sługusami interesów Waszyngtonu. Mamy swój geostrategiczny interes we wspieraniu Ukrainy i to robimy. To ukraińscy żołnierze trzymają sowieckie czołówki jak najdalej od nas. I dlatego warto wysyłać im broń.

Trudno przejść mi spokojnie obok tekstu „Inna droga Orbána” Łukasza Warzechy („Do Rzeczy” z 30 stycznia). Wpisuje się on oczywiście w inne podejścia do wojny na Ukrainie, która odróżnia nas już od ponad roku. Łukasz Warzecha pisze, ze „rozważania Viktora Orbána to autentyczna solidna refleksja nad globalnymi interesami, realizowanymi w ramach wojny na Ukrainie”. Warzecha dodaje: „W Polsce jej brakuje”.

Zacznę od pierwszej mojej uwagi, którą muszę niestety napisać po raz trzeci, czwarty czy piąty. W metodzie publicystycznej, w której spieram się z moimi kolegami na temat podejścia do sytuacji na Ukrainie, już tradycją stało się zaczynanie od pewnej charakterystycznej uwertury. Przesadne i niemądre opinie w mediach zawsze można znaleźć. Tym łatwiej pisać, że polskie media przesadzają, idealizują sytuację Ukrainy, wieszczą rychły koniec Rosji, nie doceniają sił zbrojnych państwa Putina, wybierają tylko to, co ma rzekomo przedstawiać doskonałą sytuację Ukrainy.

Nie inaczej zaczyna swój tekst Łukasz Warzecha. Powołuje się na to, że polskie media głoszą, iż: „Polsce zazdroszczą niemal wszyscy w Europie, bo wytycza kierunek w sprawie wojny na Ukrainie”. Oraz że „moralna presja Polski wymusiła na Berlinie ustępstwo w sprawie czołgów Leopard”. Łukasz Warzecha wskazuje, że Polska i Litwa (dlaczego tylko ten jeden kraj bałtycki?) to wyraźni zwolennicy kontynuowania wojny, a jako alternatywę przedstawia „niemałą liczbę krajów”, które chcą jak najszybszego zakończenia wojny i są przeciwne jej eskalacji. Te kraje – o „gołębim” nastawieniu do wojny – to poza Niemcami i Węgrami także Chorwacja, Bułgaria czy Austria.

Jeśli już tworzymy dwa obozy, to nie można być niezwykle dokładnym w wyliczaniu krajów niechętnych wojnie, a bardzo ogólnikowym w wypadku krajów, które mówią o konieczności wspierania Ukrainy. Te ostatnie to wspomniane już kraje bałtyckie Polska i Litwa, a także Estonia, Łotwa, Wielka Brytania, Finlandia, Szwecja, Czechy, Słowacja, Dania czy nawet Turcja. Jeśli określamy linię sporów, to róbmy to dokładnie.

Droga Orbana

Łukasz Warzecha streszcza doroczne wystąpienie węgierskiego premiera o stanie państwa, w którym wskazał: „Interesy Węgier są jasne; przede wszystkim trzeba uniknąć wojny”. Mój redakcyjny kolega, zastanawiając się, dlaczego Orbán idzie tą drogą, bagatelizuje oskarżenia, że Budapeszt jest po prostu uzależniony od rosyjskich źródeł energii. Nie chcę tu wchodzić w takie rozważania i rzeczywiście przyjmuję, że jest to na równi decyzja ekonomiczna i dotycząca pewnej filozofii polityki.

Całość dostępna jest w 6/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także