Chwała młodym działaczom lewicy za podjęcie akcji edukacyjnej: „Poznaj Edwarda Gierka“. Dzięki ich pożytecznej inicjatywie młodzież ma szansę poznać prawdę o bohaterze dziecięcego wierszyka sprzed lat: „Przecież Edzio wszystko zrobi, żeby Polak żył jak Tobi”. Czyli Kunta Kinte, bohater kultowego kiedyś serialu „Korzenie”, opowieści o czarnoskórych niewolnikach i ich nędznym losie.
W „rzepowym” „Plusie Minusie” duże, ale pożyteczne i ciekawe czytadło pt. „Gierek wraca na piedestał”. Autor, Paweł Rożyński, po kolei rozprawia się z mitami na temat owej rzekomo liberalnej epoki i kosztów równie rzekomych osiągnięć. Ale przyznaje Gierkowi jedną autentyczną zasługę: „Przyczynił się do rozpadu systemu komunistycznego”. Wprawdzie Gierkowi i jego obecnym wielbicielom nie o to chodziło, ale dobre i to.
„Wyborczą” też pochwalimy. Za wywiad z historykiem dr. Marcinem Zarembą, który też po kolei punktuje słabizny Gierka. I przy okazji mówi jedną ciekawostkę. Gierek w ogóle nie czytał. Ani książek, ani dokumentów. Na jego tle, wbrew powszechnemu stereotypowi, bardziej światły był - mimo wszystko -Władysław Gomułka. Tyle, że Towarzysz Wiesław nie brał kredytów na Zachodzie, więc nie musiał udawać liberała.
Z wywiadem sąsiaduje, co odnotowujemy na zasadzie dygresji, przedruk zabawnego felietonu Anne Applebaum. Pisze ona, jak w ramach wciągania dzieci w zasięg kultury wysokiej, zabrała je do berlińskiej opery na „Dziadka do orzechów”. Naopowiadała im wprzód, jak piękne to widowisko, i jak zabawna jest sceny bitwy myszy z ołowianymi żołnierzami: „Zamiast tego zobaczyliśmy dziwne, mroczne i bardzo niemieckie widowisko pełne aluzji do kazirodczych związków (...) Nie było żadnej bitwy - może z obawy, by nie urazić pacyfistycznych uczuć berlińczyków”.
A poza tym w gazetach króluje doktor G. W odróżnieniu od przekazu różnych telewizji, większość gazet pisze o tym zgodnie z może staroświecką, ale normą: stało się dobrze, bo łapownik został skazany. „Super Express” i „Fakt” popadły wręcz w totalny ziobryzm potępiając Doktora Kopertę. Zero zdziwień funduje „Wyborcza” - „Dr G. skazany, CBA potępione” - krzyczy grubymi bukwami na pierwszej stronie. A w środku wzruszający opis męczeństwa kardiochirurga, którego cholera wie za co służby się czepiały. Skądinąd w komentarzu GW sama się odsłania: „Po raz pierwszy w sprawach karnych rozpętanych za IV RP sąd wyszedł poza rutynę. Dał oskarżeniu społeczno-polityczno-prawny kontekst”. I chyba wszystko jasne. Trzeba wiedzieć, kto może brać łapówki, a kto nie. Bo kto je musi dawać też wiadomo. Na pewno nie ci, którzy dziś najgłośniej bronią damskiego boksera o palcach jak pianista. Aaa, jeszcze jedno - według sędziego Tuleyi (warto go zapamiętać) lekarzom wolno dawać w podzięce kwiaty, ale nie wolno dawać drogich bukietów. O co tu chodzi? Zdaje się, że na prawie zajęcia z logiki nadal są obowiązkowe?
Co jeszcze warto zauważyć w sobotnich gazetach? Na opiniowych stronach „Superaka” prof. Balcerowicz chwali - horribile dictu - PiS. Za liberalną politykę gospodarczą. Chwali też ministra Jarosława Gowina za deregulację. Świat się kończy! W „Naszym Dzienniku“ sobotni magazyn o ziemi rolnej. Jakoś nie potrafimy tego bardziej sexy zajawić, ale teksty na temat regulacji w handlu hektarami są naprawdę interesujące, a cały dodatek przyzwoicie zrobiony.
W „Wyborczej“ oprócz wyznań miłości pod adresem łapownika jest kilka ciekawych tekstów. Ewa Siedlecka na drugiej stronie odnotowuje kolejny sukces rządzącej nami partii liberalnej. Dzięki jej inicjatywie wobec pensjonariuszy izby wytrzeźwień będzie można stosować szerszy katalog środków przymusu - doszło szczucie psami, paralizatory i strzelanie z broni gładkolufowej. Ciekawy jest też wywiad z Bogdanem Tomaszewskim. Duży, o życiu. Ponieważ w ostatnim czasie przybyło mędrców, którzy wiedzą z 200-procentową pewnością, które z naszych powstań narodowych były bez sensu, a które z, warto przytoczyć jeden cytat z Tomaszewskiego. Było nie było, powstańca warszawskiego. O to, czy Powstanie było warte strat w nim poniesionych. Odpowiedź brzmi: „... nikt, kto nie brał w nim udziału, albo przyszedł na świat dużo później, nie ma prawa oceniać postaw ludzi, którzy nie chcieli już iść na kolanach, znosić upokorzenia, prześladowania, łapanki. Mieli prawo powiedzieć: dość”.
Last but not least - „Rzeczpospolita”. Zadziwia to, że mimo wysiłków i pomysłów kudłatego geniusza tabletu, jest to ciągle gazeta, w której jest najwięcej ciekawych rzeczy do czytania. Trwają nadal wśród gruzów obrońcy „Plusa Minusa”. Oprócz wymienionego tekstu o Gierku dużo innych, równie ciekawych. Tomek Terlikowski analizuje fenomen sukcesu o. Tadeusza Rydzyka i jego mediów. Agnieszka Niewińska napisała ciekawy reportaż o Rodzinie Radia Maryja. Z innych rzeczy - Piotr Semka wspomina zmarłego abp. Ignacego Tokarczuka, a Filip Memches recenzuje nową książkę Alaina Besancona.
Poza „Plusem Minusem“ warto przeczytać reportaż Piotra Skwiecińskiego o syberyjskich Polakach. Oraz wywiad Elizy Olczyk z Pawłem Kowalem. Wniosek z tego ostatniego jest smutny. Kowal ma zbyt uzwojony mózg jak na polską politykę. Jest zanadto inteligentny. Powtórzę swój dawny apel do Kowala: Panie Pawle! Bez lobotomii nie osiągnie Pan sukcesu w polskiej polityce!