– Za pensję poselską, dyrektorską, ministerialną, marszałkowską i w końcu prezydencką wychowałem z żoną pięcioro dzieci i nigdy nie narzekałem – stwierdził Komorowski.
Gowin w jednym z wywiadów powiedział, że kiedy był ministrem sprawiedliwości, czasem nie starczało mu do pierwszego. Potem przeprosił za te słowa. Sprawa wywołała medialną burzę i pytania o zarobki najważniejszych osób w państwie.
– Premier Gowin powiedział to, co myśli, a że teraz się z tego wycofuje, to jest zwycięstwo opinii publicznej. I bardzo dobrze – ocenił były prezydent.
Komorowski przypomniał wypowiedź byłej minister w rządzie PO-PSL Elżbiety Bieńkowskiej o słynnych już "6 tysiącach", za które pracuje "złodziej albo idiota". – Wtedy był pisk i oburzenie na całą Platformę. A Gowin dostaje, zdaje się 17 tys. zł, jak każdy wicepremier – podkreślił.
Tłumaczył, że "to chyba normalna sytuacja, kiedy nagrody dostają urzędnicy, szczególnie jeśli mają zasługi". – Jedni dostają na "dzień dobry", albo mimo tego, że źle pracowali. Zwolnienie ministra Macierewicza powinno być wystarczającą okazją, żeby mu nie dać nagrody, a dostał 70 tys. zł – oświadczył były prezydent w programie wp.pl "Tłit".
Czytaj też:
Siemoniak przyznaje: Wydawałem mniej więcej tak samo jak Macierewicz