Polityka partii – polityką spokoju
  • Piotr GociekAutor:Piotr Gociek

Polityka partii – polityką spokoju

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polityka partii – polityką spokoju
Polityka partii – polityką spokoju

Piątkowa „Wyborcza” tekstem frontowym poniekąd kontynuuje swą czołówkę o dzień wcześniejszą. W czwartek biła na trwogę, że za wielu Polaków studiuje, a za mało kształci się zawodowo. Dziś zauważa, że fajnie jest być rolnikiem – chłop to bowiem teraz nowoczesny farmer, który dobrze zagospodarowuje środki unijne i chwali sobie transformację. A więc już nie nawalony bełtem ćwok z pegeeru Arizona – a taka narracja obowiązywała do niedawna – tylko Europejczyk pełną gębą (a nawet pełną kiesą).

Zmiana tonu przez „GW” zastanawia - czyżby ktoś tam wreszcie odkrył, że tysiące tzw. młodych, wykształconych z wielkich ośrodków nie wystarczą żeby podnosić produkt krajowy brutto? Że wycie pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, produkowanie artykułów o polskim antysemityzmie oraz udział w genderowych konferencjach, ewentualnie pobieranie zasiłków przez rzesze nowoczesnych lumpeninteligentów produkowanych masowo przez współczesne polskie parauczelnie – że to wszystko nie przekłada się na rozwój gospodarczy kraju? Tak, drogi aspirujący lemingu, zostałeś zdradzony o świcie, przez najnowsze wydanie twej ukochanej pisosceptycznej gazety – nawet jej dziennikarze podpowiadają, byś został fryzjerem, budowlańcem albo plantatorem buraków, zamiast pchać się do Warsiafki na salony. Platforma ci nie pomoże. Jej potrzebny jest tylko twój głos, a nie kolejna gęba do wykarmienia w stolicy.

Zadumałem się nad tekstem z „Naszego Dziennika” zatytułowanym „FBI w Machaczkale”. Specjalna grupa amerykańskich śledczych rozpoczęła w dagestańskim mieście przesłuchania rodziców braci Carnajewów, podejrzewanych o dokonanie zamachu w Bostonie. Jakże to tak, obcy prokuratorzy przesłuchują rosyjskich obywateli? I to kilkanaście dni po tragedii? Niemożliwe, a jednak! No więc może to norma w Rosji? Tak sobie myślę, że skoro Rosjanie służą tak daleko idącą pomocą w sprawie smutnych wydarzeń do których doszło daleko, daleko od nich, to w sprawie tragedii która wydarzyła się w samej Federacji Rosyjskiej byliby równie, albo i bardziej pomocni, nieprawdaż? Gdyby na przykład, nie daj Boże, 96 osób z jakiejś rządowej delegacji zginęło podczas katastrofy lotniczej w Rosji, to na pewno zagraniczni prokuratorzy (załóżmy, z pewną dozą fantazji, że polscy) też mogliby liczyć na to, że jak przyjadą na miejsce, to funkcjonariusze FSB doprowadzą im na przesłuchanie świadków? Nie? Nie doprowadzili? Zgubili taśmy wideo z wieży kontrolnej? Niemożliwe! A jednak… Za to na pewno polscy (załóżmy, z pewną dozą fantazji) prokuratorzy dotarli do rosyjskich świadków i ich przesłuchali – nawet do tych, którzy mówili że jakaś wysokość drzewa się nie zgadza, albo że ponoć karetki po kogoś jechały… Nie? Nie dotarli? Nie do wiary! To muszą być jakieś pomówienia, Rosjanie – szczególnie z FSB - to wszak najbardziej pomocni ludzie na świecie, a polscy (załóżmy, z pewną dozą fantazji) prokuratorzy nie mogą pracować gorzej od amerykańskich, nieprawdaż?

Dość fantazji, dość smucenia, przejdźmy do spraw prawdziwie radosnych. Aktyw koncernu Agora powitał na radosnej wieczornicy przedstawiciela postępu i tolerancji z dalekiego Zachodu, towarzysza Daniela Cohn-Bendita, który przybył do naszego ponurego, dzikiego kraju, z latarenką wolności. Cohn-Bendit, co warte jest zauważenia, nie tylko mówi o postępie, ale sam swymi czynami wskazuje drogę. Na przykład w latach 70 nawiązał „erotyczną więź” z przedszkolakami, którymi się opiekował (co sam zresztą, z dumą opisał w książce). Pedofilia, postęp, radykalizm – te słowa najlepiej definiują tow. Cohn-Bendita, taki współczesny PPR. Nic dziwnego, że red. Jarosław Kurski z „GW” nazwał gościa wybitnym działaczem społecznym i znamienitym politykiem (cytuję za relacją w dzisiejszej „Gazecie Polskiej Codziennie”). Nic dziwnego, że aktyw Agory zgotował przedstawicielowi PPR owację, a wzruszona tow. filoz. prof. Magdalena Środa na widok niemieckiego europosła apelowała, by „zniszczyć odrębności etniczne” na naszym kontynencie, bo „integrację Europy blokują państwa narodowe”. Słusznie, precz z granicami! Polskie przedszkolaki także nie mogą się doczekać, kiedy miły pan Daniel Cohn-Bendit będzie się z nimi integrował poprzez erotyczną więź. Dlaczego tylko niemieckie dzieci mają być wyróżnione tym honorem?

W tym kontekście zupełnie jasne okazuje się, dlaczego podkarpacki marszałek Mirosław K. (PSL) ma kłopoty. Otóż jest wstecznikiem. Żądał w zamian za awanse i inne atrakcje seksualnych usług od dorosłych kobiet, co słusznie zostało zganione przez CBA i za co odpowie przed sądem. Gdyby nawiązywał jedynie relacje z przedszkolakami, jak tow. Daniel Cohn-Bendit, wtedy nie tylko mógłby spać spokojnie, ale po opisaniu tego procederu w swej autobiografii awansowałby na europosła, autorytet moralny, a może nawet – kto wie – na komentatora „WybGazety”?

Jako że piszę ten przegląd mediów z podróży, muszę także zauważyć, że zdobycie w mniejszych ośrodkach „Rzepy” lub „Dziennika Gazety Prawnej” jest niemożliwością, więc pominę te tytuły w niniejszej relacji. Sięgnąłem za to po dwie gazety lokalne z gościnnej Lubelszczyzny.

„Dziennik Wschodni” przykuł mą uwagę tytułem „Z Puław do rządu” – czyli sylwetką Włodzimierza Karpińskiego, nowego ministra skarbu. Niczego się z niej nie dowiedziałem, poza tym, że wszyscy politycy lubelscy (łącznie z opozycyjnymi), uważają że to fajnie. I poza tym, że „dotychczas jedynym ministrem z naszego regionu była poseł Joanna Mucha z Lublina, szefowa resortu sportu”. I od razu zacząłem zazdrościć nowemu ministrowi – na takim tle nie będzie trudno dobrze wypaść. Właściwie sympatia lokalsów jest zrozumiała, bo w porównaniu z Muchą Włodzimierz Karpiński od razu, w chwili kiedy przekroczył po raz pierwszy bramę ministerstwa, zasłużył na miano „najlepszego ministra z Lubelszczyzny w historii PO”.

Z drugiej gazety („Kurier Lubelski”) dowiedziałem się, że kto uważa dziennikarzy „Wyborczej” za mistrzów w całowaniu władzy po rękach i gnojeniu opozycji, ten jest w błędzie. W skrócie: radni PiS chcieli, żeby prezydent Lublina wytłumaczył się z zarzutów o stosowanie cenzury i łamania konstytucji w polityce kulturalnej ratusza. Odpowiedzią władzy było… zdjęcie tego punktu z porządku obrad. A kiedy oburzona tym faktem opozycja (co mnie specjalnie nie dziwi) postanowiła na znak protestu nie zabierać już tego dnia głosu podczas obrad, to „Kurier Lubelski” opisał rzecz całą w tekście zatytułowanym „Radni PiS się obrazili. I zamilkli”. Tekście opatrzonym „merytoryczną” i „neutralną” puentą: „mogliby ten protest pociągnąć do końca kadencji, byłoby trochę spokoju”. Nie ma spokoju dla wrogów spokoju. Spokój dobrem najwyższym. Polityka partii – polityką spokoju. Dziennikarze – na straży spokoju. Ktoś ma jeszcze jakieś inne ładne hasła, które można by zawiesić na siedzibie „Kuriera Lubelskiego”?

foto: na zdjęciu Daniel Cohn-Bendit, wiki

Czytaj także