Z cyklu „ludzie dobrej roboty”: fabryka kadr PRL prezentuje Michała Szlęzaka, ambasadora tytularnego MSZ, którego proces lustracyjny toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Jak relacjonuje „Gazeta Polska Codziennie”, towarzysz Szlęzak nie tylko współpracował z bezpieką PRL, ale uważa, że jest to „powód do dumy”, a o swojej konfidenckim zobowiązaniu mówi „Każdy Polak na moim miejscu powinien podpisać taki dokument”. Ten dzielny post-patriota, post-Polak, czy może zwykłe pre-leming, pracuje w MSZ już 35 lat. Minister Sikorski powinien być dumny ze swoich kadr, które – jak wiadomo – decydują o wszystkim. Zwłaszcza, że takich Szlęzaków ma w resorcie grubo ponad setkę.
Tymczasem Sikorski dumny jest z czegoś zupełnie innego. „Fakt” cytuje dziś to, co RadSik ćwierknął wczoraj na Twitterze: „Zdaje się, że jestem klasycznym słoikiem. Samochód zarejestrowany w Nakle, takoż urząd skarbowy, no i te konfitury od mamy…”. Trudno się nie zgodzić: mieszka w pałacyku, jeździ limuzynami, żonie kupił jeepa liberty i studiował w Oxfordzie. Typowy słoik, poranne pociągi do Warszawy są takich pełne.
Wydawało się, że nic śmieszniejszego nie uda się dziś w „Fakcie” znaleźć, ale nie doceniałem żywej legendy komunizmu polskiego, Janusza Rolickiego. Utyskując na rosnące w sondażach notowania PiS tow. Janusz pocieszał się taką oto myślą: „wybory za dwa lata – pewnie będzie już po kryzysie i wtedy PO może być górą”. Zwróciwszy uwagę na słowa „za dwa lata pewnie będzie już po kryzysie” zadumałem się głęboko. Dwóch takich optymistów jest na świecie, tylko dwóch, i obaj to prawdziwi ludzie lewicy: Rolicki w Polsce i Kim Dzong Un w Korei Północnej, który zdaje się naprawdę wierzy, że „nadszedł czas rozliczenia się z amerykańskimi imperialistami".
Wszystkim oburzonym językiem nienawiści, jaki rzekomo miała zastosować posłanka Krystyna Pawłowicz wobec eleganckiej, postępowej i grzecznej młodzieży idącej tydzień temu w Marszu Szmat, dedykuję oświadczenie pani profesor zamieszczone dziś w „Naszym Dzienniku”: - Obrażających się na mnie za mój komentarz w TVN24 na temat „Marszu Szmat” kieruję pod właściwy adres, tj. na strony Fabryki Równości – organizatora marszu, który zapraszał do udziału następującym tekstem (o ile jeszcze tego nie zdjęto). Cytuję za organizatorami: „dziwki i dżentelmeni, damy i żigolaki, kurtyzany i alfonsi, napalone queery i wyzwoleni feminiści, cudzołożnice i jawnogrzesznicy, fetyszystki i transwestyci, córy Koryntu i sukinsyni, nierządnice i sutenerzy, dominy i niewolnicy, ladacznice i stręczyciele, dewiantki i puszczalscy, święte prostytutki i sprośni utrzymankowie, sodomitki i zbereźnicy, poliamorystki i swingerzy, wszetecznice i rozpustnicy, nimfetki i satyrzy, bezwstydnice i erotomani, cyklistki i pedały… to jest nasza noc. Duszą, ciałem i seksem świętujemy 1. warszawski Marsz Szmat (Slutwalk)”.
Profesor Pawłowicz puentuje: „W programie TVN zacytowałam jedynie fragment tego zaproszenia, nie dodając od siebie żadnego nowego określenia.”
O mowę nienawiści niebezpiecznie ociera się natomiast Maciej Musiał, lat 18, aktor z serialu „Rodzinka.pl”, który wyznał, że owszem, dziewczyny go kręcą, ale jak geje przysyłają do niego rozebrane zdjęcia i namiętne seks-oferty, to zdecydowanie mu się nie podoba. Zwłaszcza zdegustowany jest po listach typu (cytat autentyczny) „mmmm… wysyłam ci zdjęcie, wyślij mi swoje, jesteś delikatny, ja też”. Nieszczęsny młodzian Maciej nawet nie wie, że właśnie zapracował na swoje miejsce w raporcie Kampanii Przeciw Homofobii dotyczącym łamania podstawowych praw mniejszości gejowskiej w Polsce – a dokładnie prawa do Macieja Musiała.