Polacy, od lat koncentrując się na wybieraniu mniejszego zła, tracą szansę na odnalezienie większego dobra.
Nawet nie podejrzewają Państwo, jak bardzo się cieszę, że rządzi nami Donald Tusk. Przecież ktoś inny, ktoś nieodpowiedni i nieodpowiedzialny, mógłby podwoić zadłużenie naszego kraju w trzy lata, a obecnemu szefowi rządu zajmie to pewnie z sześć, wnosząc z obserwowanego tempa topienia polskich finansów publicznych.
Ba. Ktoś inny mógłby odebrać nam już wcześniej, dużo wcześniej, wszystkie pieniądze, które do tej pory odłożyliśmy sobie na starość w OFE, a Tusk zabiera je nam po trochu,
w dodatku radośnie uśmiechając się za każdym razem, co na pewno u wielu ludzi o szczególnie starganych nerwach łagodzi w pełni uzasadniony strach przed bieda-emeryturami.
Dalej. Ktoś inny mógłby nie chcieć nawet słyszeć o wydobywaniu nad Wisłą gazu łupkowego i uniezależnieniu w ten sposób Polski oraz Polaków od gazu z Rosji, a Tusk wciąż powtarza, że chce, bardzo chce, aby go wydobywano, i to w dużej ilości, a tylko – niech Państwo patrzą, co za pech – potrzebnego do tego prawa jego rząd przez lata nie potrafił uchwalić, co odstraszyło od nas niejedną już firmę i jeszcze niejedną może przepłoszyć.
Albo. Ktoś inny bez mrugnięcia okiem mógłby się zgodzić, aby Niemcy do spółki z Rosjanami po prostu zaspawali, względnie zamurowali nam komplet wejść do portu w Świnoujściu.Bo w końcu po jaką cholerę Polsce ten port, skoro tuż obok, ot, na wyciągnięcie ręki, czyli w zaprzyjaźnionych, bratnich, unijnych Niemczech, portów jest kilka, choćby Rostock albo Kilonia, a i Hamburg takoż? Tymczasem żelazny Tusk – nie; on i jego ludzie bohatersko bronili świnoujskiego portu przed zakusami niemiecko-rosyjskiego konsorcjum; bohatersko, lecz mało skutecznie. Ale czyż mieć do nich o to jakieś pretensje nie jest zwykłą nieuczciwością?
Ba, inny premier nie wahał-by się ani chwili i w jednej sekundzie obraziłby się na polską gospodarkę, że ta nie rozwija się w zadanym jej przez szefa rządu tempie, że zwalnia, gdy powinna rosnąć, że gnuśnieje, gdy powinna się prężyć. Obraziłby się i porzuciłby ją, a wraz z nią cały niewdzięczny, zdecydowanie za mało przedsiębiorczy naród, w pół drogi do obiecanego raju. Ale nie premier Tusk, o nie! Nie on! On jest gotów znieść wszystko, każdą zniewagę, każdą potwarz, każdą zdradę, byle tylko dotrzymać słowa i doprowadzić Polaków tam, dokąd powinni trafić, choćby za żadne skarby świata nie chcieli się tam znaleźć.
Tak. Tusk bez skrupułów od lat korzysta z wygodnej dla siebie legendy mniejszego zła – tej fatalnej w skutkach dla Polski legendy, która prześladuje nasz kraj od kilku dekad, nie pozwalając mu rozwijać się w tempie, w którym bez trudu mógłby to czynić, gdyby opinia publiczna przestała być terroryzowana koniecznością wyboru właśnie mniejszego zła, a wreszcie wybiła się na prawdziwą niepodległość i spróbowała odszukać oraz wskazać większe dobro.