Najpierw długo i tępo patrzyłem w ekran komputera. Doskonale wiem, co media potrafią zrobić z każdą wypowiedzią. Jak łatwo wyrwać ją z kontekstu, nadać jej inny od zamierzonego sens, przekręcić ją. W oczy bił tytuł z portalu Wyborcza.pl: „Papież Franciszek: Kościół ma obsesję na punkcie aborcji, małżeństw gejów i antykoncepcji”. Podobne tytuły towarzyszyły informacji o papieskim wywiadzie, które zamieściły „The New York Times”, „The Huffington Post”, „The Independent” i wiele innych mediów.
W wywiadzie dla jezuickiego pisma „La Civiltà Cattolica” Ojciec Święty powiedział: „Nie możemy tylko upierać się przy sprawach związanych z aborcją, małżeństwami gejowskimi i stosowaniem metod antykoncepcji. [...] Nauczanie Kościoła w tych sprawach jest jasne, a ja jestem synem Kościoła, ale nie ma potrzeby mówienia tego cały czas. Nauczanie dogmatyczne i moralne Kościoła nie są sobie równoważne. Duszpasterstwo Kościoła nie może mieć obsesji na punkcie chaotycznego przekazywania mnóstwa doktryn do uporczywego wdrażania” (cytuję za Gosc.pl).
Widać zatem, że media zmieniły sens wypowiedzi. Jednak czy po prostu oszukały swoich odbiorców? A może wyraźniej przedstawiły to, czego Franciszek nie powiedział wprost? Z tego samego wywiadu można przecież wywnioskować, że Bóg patrząc na geja, akceptuje go z czułością, a papież odrzuca „duchowe wtrącanie się” czy przeszkadzanie odnośnie do gejów.
Pytania nasuwają się same. Na punkcie jakich to konkretnie doktryn ma obsesję duszpasterstwo Kościoła? Z kontekstu wynika, że może chodzić właśnie o kwestie bioetyczne. Tylko dlaczego papież wymienia jednym tchem aborcję, małżeństwa homoseksualistów i antykoncepcję? Każda kwestia ma inny wymiar moralny. Czy w ogóle w odniesieniu do takich spraw jak aborcja, gdzie chodzi o obronę życia, można mówić o obsesji i uporczywym wdrażaniu doktryny?
Obsesja to inaczej niewłaściwe, nadmierne skupienie uwagi. To niemal stan choroby, owładnięcie umysłu przez jedną, uporczywą myśl, która nie pozwala ocenić rzeczywistości. Jednak czy o obronie niewinnego życia ludzkiego nie trzeba właśnie mówić cały czas? Papież słusznie przypomina o potrzebie miłosierdzia wobec kobiet, które żałują dokonanej w przeszłości aborcji, i o tym, że Kościół powinien być domem dla wszystkich. Jednak co jest dziś większym problemem: przypadki zbytniej surowości wobec skruszonych grzeszników czy potężny ruch zmierzający do zalegalizowania aborcji? To nie Kościół skupia się na kwestii aborcji, ale różnej maści ideologowie usiłują uczynić z niej prawo człowieka i zmusić chrześcijan do milczenia.
Podobnie nie mam wrażenia, by to duchowni cały czas mówili o homoseksualizmie. To raczej ruchy homoseksualne obsesyjnie narzucają Kościołowi swoje rozumienie seksualności. Kto urządza demonstracje przed kościołami? Kto przebiera się za księży, za siostry zakonne?
A jak rozumieć twierdzenie papieża, że „nauka o zbawiającej ludzi miłości Boga jest ważniejsza od moralnych i religijnych imperatywów”? Przecież te drugie są z tą pierwszą tożsame. Miłość Boga przejawia się w moralnych i religijnych imperatywach, nie jest obok nich, nie przekreśla ich ani nie znosi.
Nie chcę porównywać tych wypowiedzi z naukami Jana Pawła II czy Benedykta XVI. Przyznaję, że nie wiem, jak je zrozumieć.
foto: Casa Rosada