Dziewczyny są zadowolone, prosperują, panują nad swoim życiem...
A co ty możesz o tym wiedzieć, głupku?
Plotkarskie media żyją w rytmie tzw. coming outów - czyli oznajmiania przez celebrytów, że wcale się nie wstydzą tego, co ludzie normalni uważają za powód do wstydu, albo że wcale nie podzielają poglądu dla wszystkich oczywistego. Z reguły są to wystąpienia do mdłości przewidywalne, albowiem pudelkowy świat pulsuje rytmem wtórnym względem politycznego. Gdy na przykład władza ma problem z pomylonymi smoleńskimi pochówkami, celebryci jeden przez drugiego deklarują, że wszystko im jedno, w czyim grobie będą leżeć, i w ogóle żeby ich popioły spuścić w toalecie. A jeśli władza potrzebuje odwrócić uwagę, odgrzewając wojenkę ideologiczną, to chwalą się aborcjami, jaraniem czy czym tam trzeba.
Teraz na topie jest pochwała prostytucji, co każe podejrzewać, że w stręczycielską aferę z udziałem byłej żony i córki jednego z gwiazdorów rocka zamieszani są także ludzie z kręgów władzy. Jeden z tabloidów już opublikował zdjęcie ministra Adama Szejnfelda – czekajmy następnych. Celebrycki półświatek rozbrzmiewa więc głosami, że dawanie za pieniądze albo dla kariery to sprawa spoko, wszyscy tak robią i żadna w tym ujma. Co szczególnie żałosne, prostytucję zachwalają też (widzieliśmy to już po filmie pani Szumowskiej) ikony polskiego feminizmu. Nierząd jako droga „genderowego” awansu − siostry założycielki w grobach się przewracają, ale u nas feminizm to robienie na złość tacie, proboszczowi i Kaczyńskiemu.
Nie mam moralnego prawa rzucać kamieniem w celebrytów chwalących się, że chodzą do burdeli albo sprowadzają sobie „dziewczynki” na chatę. Mogę tylko apelować o chwilę namysłu, szansę na łaskę otrzeźwienia. Niewiele jest bardziej obrzydliwych kłamstw niż nieformalna dewiza biznesu pornoli i burdeli: „One to lubią”. Żaden psycholog, policjant czy socjolog nie potwierdzi bajeczki o radzących sobie ze swoim życiem i zwycięskich w nim „putankach”, w którą tak chętnie wierzą ich klienci. Prawda jest taka, że mężczyzna korzystający z seksualnej posługi zawsze kogoś krzywdzi. Nawet jeśli ta osoba nie ma świadomości doznawanej szkody, tak jak rozpijany alkoholik. A zwykle ma, tylko starannie zachowuje ją dla siebie.
Kiedy znany rysownik bredzi, że te dziewczyny, którym płaci, dobrze wiedzą, co robią, panują nad swoim życiem i w ogóle są zadowolone, trudno nie spytać: a co ty możesz o tym wiedzieć, głupku? Naprawdę ci się zdaje, że gdyby było odwrotnie, szczerze cię o tym poinformują i poproszą, żebyś się nad nimi użalił?
Nie poruszałbym sprawy, gdyby nie to, że w naszym obłąkanym świecie celebryckie brednie to potęga. Nie ma jednego lekarza, który by potwierdzał, że marihuana jest nieszkodliwa − ale to nie specjaliści kształtują opinię, zwłaszcza młodych, tylko różni popularni kretyni. Nie można pozwalać, by i z prostytucją zaczęło być tak samo.
PS. Mój znakomity sąsiad W.Ł. zawstydził mnie, dając piękny przykład chrześcijańskiej postawy „gdy kto w ciebie rzuci kamieniem, ty rzuć w niego chlebem”. Na moją niedopuszczalnie krytyczną recenzję swej książki odpowiedział, jak państwo zauważyli, sugestią, że nie muszę męczyć czytelników, bo jestem utrzymankiem pięknej kobiety. Co fakt, to fakt. W imieniu swoim i żony serdecznie dziękuję.