Pewna szerzej nieznana dziennikarka powiedziała, że trzeba odbudować tęczę na placu Zbawiciela, aby stała się ona gestem Kozakiewicza. Gest ten ma być – jej zdaniem – pokazany kibolom, którzy tęczę mieli zniszczyć. Abstrahując od pewności owej dziennikarki, która jak zwykle w przypadku dziennikarzy III RP wyprzedza wiedzę – nie wiadomo, kto i dlaczego tęczę podpalił – można zgodzić się, że w jednym ma ona rację. Tęcza na placu Zbawiciela jest jak gest Kozakiewicza, z tym że pokazany większości, a w każdym razie wielkiej liczbie mieszkańców Warszawy.
Twórczyni tęczy, Julita Wójcik, protestuje przeciwko jednoznacznemu kojarzeniu stworzonej przez nią instalacji. Jej zdaniem zawiera ono zarówno biblijne, jak i gejowskie przesłanie. Dość groteskowe to podejście, gdyż symbol, który łączy przeciwstawne znaczenia i jest zarówno religijny, jak i antyreligijny, nie tyle zmierza w kierunku syntezy, ile po prostu nie znaczy nic.
Także wielu konserwatywnych komentatorów protestuje przeciwko zgodzie na przejęcie znaku tęczy przez homoseksualnych aktywistów. Nie widzą powodu, aby przeciwstawiać się instalacji na placu Zbawiciela, gdyż nie chcą zgodzić się na zawłaszczenie tego symbolu przez środowiska gejowskie. Czy jednak nie zamykają oczu na rzeczywistość? Czy nie chcąc zaakceptować związku swastyki z ideologią nazistowską i traktując ją nadal jako znak słońca, rzeczywiście pozbawiamy ją jej złowrogiego znaczenia?
Nie chcę zrównywać symboli, ale mechanizm jest identyczny. Tęcza dziś coraz szerzej rozpoznawana jest jako gejowski emblemat. Tak stało się również na placu Zbawiciela. Zwłaszcza adoracja spalonej tęczy przez postępowo-celebrycką społeczność stała się jej „chrztem symbolicznym”, tzn. nadaniem jej nowego znaczenia. Obrońcy jej będą deklarowali się jako rzecznicy tolerancji, otwartości czy wielokulturowości, w rzeczywistości jednak w imię nowej ideologii stosują symboliczną przemoc. Usiłują przejąć przestrzeń publiczną i naznaczyć ją po swojemu. Obrońców kulturowej tożsamości chcą zawstydzić i zmusić do kapitulacji przed kontrkulturową rewolucją.
Instalacja tęczy jest agresją na jedną z niewielu zachowanych enklaw starej Warszawy. Wdziera się w integralną kompozycję placu i atakuje wiernych uczęszczających do kościoła Zbawiciela. Mogą modlić się w murach kościoła, ale przestrzeń placu przed nimi przejęta została już przez gejowski emblemat.
Trzeba nie mieć wrażliwości estetycznej i nie rozumieć sensu znaków kulturowych, które kształtują naszą cywilizację, aby tego nie dostrzegać.
Władze PO – głównie Hanna Gronkiewicz-Waltz – zaangażowały się w to nie z powodu ideologicznego zaślepienia, ale politycznych rachub. Wiedzą, że tradycyjnie nastawionych wyborców mają przeciw sobie. Grają więc o poklask dominującego lewicowo-liberalnego establishmentu. Charakterystyczne to także w przypadku Bogdana Zdrojewskiego, ministra kultury, który niezainteresowany nią zupełnie pozwolił dominować w niej rzecznikom radykalnej kontestacji.
Wojna kulturowa toczy się dziś w Polsce na całego. Można zastanowić się, czy większym barbarzyństwem było spalenie tęczy na placu Zbawiciela, czy jej tam instalacja.