– Jakby co, to od sześciu lat jestem na rybach – mówił przed laty reporterom „Dziennika Zachodniego” Michał Giercuszkiewicz.
Przyjął ich w swoim domu, którym była tratwa na Zalewie Solińskim. Woda z pobliskiego źródełka, prąd z agregatu, ciepło z pieca, do którego wrzucał drewno przyniesione z lasu. Na początku był i telewizor, ale wyleciał za burtę dawno temu podczas meczu. Podobno właściciela zdenerwowała chwilowa utrata sygnału w środku akcji, a nie sama gra, ale kibice i tak wiedzą swoje. (Telewizor został sprzątnięty, właściciel tratwy dbał o porządek. – Kiepy z papierosów nie do wody! Potem pływa to na powierzchni – przestrzegał swoich gości).
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.