Kowidianizm jako religia

Kowidianizm jako religia

Dodano: 
Koronawirus, zdjęcie ilustracyjne
Koronawirus, zdjęcie ilustracyjneŹródło:Pixabay
1 lipca, dzień 485. Wpis nr 474 | Kiedy trafiłem na wpis arcybiskupa Carlo Marii Vigano to mnie olśniło. Cały czas chodziło mi po głowie, że jest coś nie tak, że coś leży mi pod nosem, a ja tego nie zauważam. Po prostu dałem się zapędzić.

Wolą mainstreamu dałem się zapędzić, jako co nieco wątpiący w ten przekaz, a więc element niepewny – do worka płaskoziemców. Czyli sekciarzy, guślarzy, zabobonny ludek antyszczepionkowy. I nie zauważyłem, że jest dokładnie odwrotnie, że tzw. „koronaentuzjazm” jest właściwie… religią.

Ja wiem, że jak już się jest zaszytym w worku z foliarzami, to wpierają ci, ale przede wszystkim sobie, bo to obrzydza przeciwników i wskazuje na światłość grupy własnej, że te oszołomy to mają za idoli jakichś jasnowidzów albo medycznych odszczepieńców nawróconych na znachorstwo. Ale jak się przyjrzałem to wyszło odwrotnie. Ludzie przeciwni oficjalnej wersji biorą swoje wątpliwości z nielogiczności tej pierwszej oraz z badań naukowych, które podważają i tak niespójną narrację kowidową. To właśnie oficjalni kowidianie fundują swoją postawę częściej na zawierzeniu autorytetowi, niż na weryfikowalnych faktach.

Nowa religia

Wersja kowidiańska ma właśnie takie cechy religii. Ma swoje dogmaty, to znaczy prawdo-tezy, które powielane były tak często, poddane jedynie do wierzenia przez autorytety, a nie poprzez weryfikację, że stały się już pewnikami. Te odłożone na półkę mózgu zwolnione są z weryfikacji logiki, nawet jeśli nowoodkryte fakty im przeczą, to zostaną zachowane jako niepodważalne, skoro urosły do miana dogmatu. Czyli nieweryfikowalnego filaru wiary. Kolejna cecha to zawierzenie autorytetom. Te też się „dogmatyzują”. Nawet jeśli są sprzeczne w przekazie, to zawierzający odrzuca jakiekolwiek wątpliwości, bo inaczej gmach wiary by runął. To, że dzisiejsze autorytety obostrzeń (profesorowie Gut, Simon, Horban), czy technolodzy przykręcania śruby (tak jak Pinkas z Sanepidu) na początku wyśmiewali pandemiczność wirusa, czy noszenie maseczek (dając na to dowody naukowe), a teraz są w awangardzie straszenia – to nie wywołuje żadnych dysonansów u wierzących.

Przeciwnie – i tu pojawia się kolejna cecha religii, jako sekty – gdy tylko ktoś wskaże na jakąś nielogiczność kowidowych autorytetów, to pojawia się (zawsze emocjonalny, bo przecież nie może być logiczny) atak na bluźniercę, który śmiał napluć faktami i wątpliwościami na kolejnego kowidowego biskupa. Ten mechanizm wyzwala paradoksalne poczucie tłamszonej i atakowanej grupy w opresji. Paradoksalne, bo dotyczy de facto grupy najliczniejszej, w dodatku postulujące ustami swoich coraz to nowych przedstawicieli ograniczanie wolności tych, których oskarżają o tłamszenie kowidowców. Elementem podstawowym jest tu strach, przebrany w szaty nauki i „solidaryzmu”, po to by przykryć szlachetnymi zaśpiewami trywialny fakt, że się boimy. Media, władze i suflowane przez nie autorytety codziennie transmitują takie pakiety „racjonalizacji”, po to, by człek spanikowany nie tyle się nie bał, ale by jego strach przekuwać na pozory czynów motywowanych dobrem wspólnym.

Dobro i zło

W wierze potrzebny jest diabeł, samo zło. I mamy go, a właściwie ich wszystkich foliarzy, antyszczepionkarzy. To oni są winni wszystkiemu. Teraz, na czwartą falę, to będą jedyni winni powrotu zakażeń. A przecież – przypomnijmy – to się miało skończyć wraz ze szczepieniami. No dobra, niech antyszczepionkowcy sobie wyginą, ale dlaczego mają się bać zaszczepieni, którym wmawiano, że 95% z nich się nie zakazi i nie zachoruje? Ja wiem, teraz już wszyscy zapomnieli, ale ja zauważyłem tę osmatyczną zmianę z „nie zachorują” na „będą mieli lżejszy przebieg”. I wyznawcy wiary kowidowej uważają, że to przez tych dziadów antyszczepionkowych wirus przetrwa w ich plecakach, przyczai się gdzieś (gdzie?) przez całe niechorowalne lato i przeskoczy z durnych nieszczepionych na szlachetnych zaszczepionych. Taki to ci ten wirus.

Obraz płaskoziemcy coraz bardziej się patologizuje. Irracjonalność przeciwników szczepień ma mieć monstrualne rozmiary. Ma to zapewnić jeden komfort – nie potrzeba już dyskutować z wariatami, co luzuje nas z konieczności przeprowadzenia debaty między stronami. Z kim? Z zabobonem? Trzeba też wyłapywać kapłanów tej foliarskiej sekty. Stąd atak na lekarzy, którzy kwestionują nie tylko oficjalną narrację, ale po prostu walczą o etos lekarza, który ma leczyć. Dziś brzmi to jak bajka o Żelaznym Wilku, gdy się widzi pozamykane przychodnie, lekarzy na telefonach, butę w izbach przyjęć i przerywane terapie. Trzódka ma się rozpierzchnąć, goniona przez przestrachanych i ich medialno-sanitarnych siepaczy. I jest to perpetuum mobile, bo to – jak pisałem – ci co gonią innych uważają, że są przez gonionych atakowani. Noszonym przez siebie wirusem.

Ta postawa ma jeszcze jedną cechę religijną – uszlachetnianie motywacji lekarskich do miana świętości. To znaczy, lekarze – jak żona cesarza – są poza podejrzeniami. Ewidentne konflikty interesów decydentów w dziedzinie farmacji są kompletnie zawieszone. Skład Rady Medycznej, która decyduje (i już niestety zadecydowała) o losach i życiu Polaków był wielokrotnie roznoszony w pył, jeśli chodzi o powiązania jej członków z Big Farma. I co? I nic. Następny dogmat. Mechanizm tu też jest prosty, polega na moralnym i psychologicznym długu, symptomie Concorde. Tak jak z projektem pasażerskiego ponaddźwiękowca, w którego pewny i pogłębiający się deficyt utopiono tyle pieniędzy, że decydenci stali się zakładnikami własnych błędów. Co popychało ich do coraz większego zaangażowania się i brnięcia w przegrany projekt. Tu mamy to samo – im więcej strat i ofiar, im większe fikołki wyczyniane przez kowidowych kapłanów, by uzasadnić durnowate decyzje i miotanie się od ściany do ściany – tym większe zawierzenie. Im większy człowiek zrobił sobie dług na logice, tym trudniej stanąć mu przed lustrem i powiedzieć, że się dał zmanipulować. Dla wytrwałych w nieskazitelnym etosie lekarskich autorytetów proponuję spis 63 najnowszych fałszerstw biomedycznych przytoczony przez niezawodnego Dariusza Zdebla.

Podział na "my" i oni"

I ten spór (Boże, żeby to był chociaż spór, bo na razie mówi, a właściwie krzyczy, tylko jedna strona) będzie trwał wiecznie. Za dużo mleka się już rozlało. Jak w budownictwie z pracami zanikowymi, których jakości po kolejnym etapie nie jesteś w stanie zweryfikować, tak już kwestie racjonalnego bilansu kowidowego są poza poznaniem. Po pierwsze – statystyki, od początku dęte, pod drugie – testy: skompromitowane. Wiele zgonów odbyło się na kowidowe „słowo honoru”, dziadek wjechał do szpitala, okazał się pozytywny, nie wiadomo jak wyglądała opieka i leczenie, potem nawet nie worek, ale garstka popiołu w urnie i kolejna jednostka kowidowa zaliczona do statystyk. Tego już nie sprawdzimy. Dlatego będziemy się przesuwać coraz bardziej w emocje, które zwalniają z konieczności argumentowania. Bo komu? Nasi wierzą bezdyskusyjnie, zaś po co cokolwiek uzasadniać wariatom?

Pytanie czy to będzie eskalować? Moim zdaniem – będzie. Koronawierzący już tracą cierpliwość, co jest procesem wyraźnie wzmaganym przez media. Chodzi o to, by niewierni, jak w islamie, przeszli na naszą stronę. Zamiast rytualnej Szachady, mają się szczepnać, przejść przez próg inicjacji. Nawet nas nie obchodzi, że będą nas za to nienawidzić. Ale będą już nasi. Nawet wśród ultrasów znajdziemy, albo i choć zasugerujemy, hipokryzję, jak to się dzieje w wykonaniu mainstreamu (Lichocka, widzę cię), który oskarża oficjalnie radykałów szczepionkowych, że się potajemnie sami zaszczepili, a sami swoje zastępy prowadzą na niezaszczepioną śmierć, w sobie tylko znanym, partykularnym interesie. A więc będzie radykalnie, tyle, że postrachani totalsi (niewesoły oksymoron) mają narzędzia nacisku, nie tylko medialne, ale w postaci aparatu przymusu państwowego, który grozi już eskalacją kar za nieprzystąpienie do obrządku szczepiennego.

Ja zawsze myślałem, że te wszystkie hollywoodzkie filmy katastroficzne to jakieś kiczowate zmyślenia. O tych dwóch światach – większościowym, totalitarnym i małych sektach, które uciekają przed uciskiem większości w jakichś oazach. Obawiam się, że to były jednak obrazki idylliczne. System będzie szczelny i nic takiego nie nastąpi. Ja już prawie całe życie żyłem w przysłowiowych „ciekawych czasach” i myślałem, że na godną starość z lubością się ponudzę. Nic z tego. Wystarczy sobie zrobić eksperyment, zamknąć oczy i pomyśleć, że w czerwcu 2019 roku – dwa lata temu – ktoś powie, że jako rząd jest za tym, by nie wpuszczać do sklepu ludzi niezaszczepionych niezbadanym preparatem. I basują mu nie tylko fałszywe autorytety, nie tylko księża z ambony, ale i sąsiadka, która do tej pory wydawała się sympatyczna i rozsądna. A dziś pierwsza cię zakabluje, że się spóźniasz z czwartą szczepionką przeciwko śmiercionośnemu wariantowi Theta.

Jerzy Karwelis

Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także