Warzecha: Dalsza obecność Polski w UE powinna być przedmiotem debaty

Warzecha: Dalsza obecność Polski w UE powinna być przedmiotem debaty

Dodano: 
Łukasz Warzecha
Łukasz WarzechaŹródło:PAP / Artur Reszko
– Jeżeli w taki sposób ma funkcjonować Unia Europejska, to moim zdaniem jest to kolejny powód, aby zadać bardzo poważne pytanie: czy jako Polska możemy te mechanizmy zmienić oraz czy chcemy w takiej UE dalej funkcjonować? – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl publicysta "Do Rzeczy" Łukasz Warzecha.

Komisja Europejska przyjęła największą w historii UE reformę klimatyczno-energetyczną. Jak ocenia Pan tę unijną dyrektywę?

Łukasz Warzecha: Pierwsza kwestią jest plan „Fit for 55”, który właśnie został ogłoszony. Kolejna sprawa to zmiana dyrektywy energetycznej. Ona rzeczywiście może skutkować radykalnym wzrostem cen paliwa. Moim zdaniem obie te rzeczy trzeba widzieć łącznie, zwłaszcza że to zostało ogłoszone w jednym momencie, w ramach jednego pakietu. Widziałbym tutaj dwa podstawowe wątki. Pierwszy jest taki, że w tym momencie pojawia się przed nami jaskrawiej niż kiedykolwiek pytanie o opłacalność naszego członkostwa w Unii Europejskiej. Nie ma żadnych wątpliwości, że zrealizowanie tych planów uderzy finansowo we wszystkich Europejczyków w stopniu bezprecedensowym. Zdecydowanie najbardziej odbije się na Polakach. Nie mówię tego, aby rozsiać panikę, natomiast w tym wypadku bez wahania mogę powiedzieć, że wprowadzenie tych planów w takiej postaci lub częściowo złagodzonych zniweczy 30 lat naszego odbudowywania się po komunizmie. Stalibyśmy się po prostu społeczeństwem pariasów. Żadne plany złagodzenia tego uderzenia, o których była do tej pory mowa, nie pomogą. Trzeba powiedzieć wprost, że jest to radykalny plan pauperyzacji Europejczyków, a zwłaszcza Polaków w imię polityki klimatycznej.

Kolejnym aspektem jest refleksja, która powinna się pojawić nad samą konstrukcją Unii Europejskiej. Te pomysły wypłynęły z Komisji Europejskiej jawiącej się jako ciało, które nie posiada legitymacji demokratycznej. Mówienie o tym, że zawarta jest tam tzw. pośrednia legitymacja demokratyczna, w związku z teoretycznym wyłanianiem składu KE przez rządy państw członkowskich UE, to mydlenie oczu. Grupa ludzi, która nie posiada tej legitymacji, wychodzi z projektem i mówi wprost, że jest to koncepcja radykalnej inżynierii społecznej. Jeżeli w taki sposób ma funkcjonować Unia Europejska, to moim zdaniem jest to kolejny powód, aby zadać bardzo poważne pytanie: czy jako Polska możemy te mechanizmy zmienić oraz czy chcemy w takiej UE dalej funkcjonować?

Osoby, które forsują takie rozwiązania, twierdzą, że są one konieczne, aby ratować klimat. Jak Pan skomentuje tę tezę?

Bądźmy poważni, te teorie są wzięte z sufitu. Tego typu twierdzeniami posługuje się m.in. Frans Timmermans. Z żadnej nauki nie wynika, że od jakiegoś konkretnego momentu musimy obłożyć się takimi kosztami, ponieważ jeśli tego nie zrobimy, to planeta spłonie. To są kompletne bzdury! Przede wszystkim ani my, ani nawet Komisja Europejska, nie mamy żadnych dowodów, że podjęcie tych konkretnie działań przyniesie efekty. Oczywiście, proponuje się nam gigantyczne wręcz koszty, natomiast absolutnie nie przedstawia się żadnych kalkulacji czy wyliczeń, które pokazywałyby że poniesienie ich cokolwiek zmieni w kwestii klimatu. Na tego typu kombinacje trudno się zatem zgodzić.

Czy biorąc pod uwagę ostatnie wyroki Trybunału Konstytucyjnego przebiegający w tle spór kompetencyjny, mamy do czynienia z niebezpiecznym poszerzaniem się uprawnień UE kosztem naszej suwerenności?

Wchodząc do Unii Europejskiej zgodziliśmy się na oddanie części naszej suwerenności. Nie oszukujmy się jednak, UE z roku 2004 i ta z roku 2021 to w zasadzie skrajnie różne układy. Słyszymy, że jako Polska nie jesteśmy w stanie zatrzymać bardzo niekorzystnych dla nas zmian. Trzeba powiedzieć jasno, że dzieje się tak również dlatego, że niestety zgodziliśmy się już wiele lat temu na przyjęcie Traktatu Lizbońskiego, przed którym niektórzy ostrzegali. Mówiono wówczas, że będziemy przegłosowywani w skrajnie niekorzystnych dla nas sprawach. Było to jednak lekceważone przez ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, czego teraz widzimy konsekwencje. Przypomnę, że nasza obecność w UE nie jest potrzebna tylko nam, ale w jakiejś formie również naszym partnerom gospodarczym, w tym Niemcom.

Sprawa naszej obecności powinna być moim zdaniem przedmiotem poważnej debaty. Nie może być ona oparta na emocjach oraz dogmatach jawiących się jako przymus obecności w UE, który wynika z obawy przed rozpadem świata. Musi opierać się na twardej, zimnej kalkulacji korzyści i strat. W tym kontekście muszę dodać, że na szczęście nie doszło do realizacji projektu referendum konstytucyjnego, które zaproponował w 2018 roku prezydent Andrzej Duda. Postulował wówczas, aby rozpatrywać m.in. punkt dotyczący wpisania do konstytucji naszego członkostwa w UE. Każde państwo powinno rozważać różne warianty dotyczące przyszłości. Nie należy wpisywać do konstytucji przynależności do jakiejkolwiek organizacji międzynarodowej.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także