RYSZARD GROMADZKI: Powiedział pan ostatnio, że zrezygnuje z udziału w czynnej polityce, jeśli zostanie pan wybrany na prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Czy sport da się w ogóle oddzielić od polityki? Ona była w nim zawsze. Osiemdziesiąt pięć lat temu na otwarciu olimpiady w Berlinie nie tylko reprezentanci III Rzeszy niemieckiej salutowali podniesioną ręką przed Adolfem Hitlerem. Emblematycznym zdjęciem z olimpiady w Meksyku w 1968 r. było ujęcie dwóch amerykańskich sprinterów, którzy przy dźwiękach hymnu USA trzymali w górze zaciśnięte pięści w czarnych rękawiczkach na znak poparcia dla ruchu Czarnych Panter. Teraz piłkarze Anglii klękają przed każdym meczem w geście przeprosin za rasizm i poparcia akcji Black Lives Matter...
RYSZARD CZARNECKI: Jako pasjonat historii sportu przypominam sobie zdjęcie pokazujące, jak przed drugą wojną światową reprezentacja Anglii w meczu międzypaństwowym w Niemczech oddawała salut Hitlerowi ręką wyciągniętą do góry. To wstydliwa karta w dziejach brytyjskiego sportu. Natomiast co do współczesnego udziału polityków w sporcie to wbrew niektórym opiniom to dość powszechna praktyka. Rzecz w tym, że duża część mediów w Polsce oburza się, gdy Ryszard Czarnecki zasiada w ścisłych władzach Polskiego Komitetu Olimpijskiego czy PZPS, a nie słyszałem żadnego głosu tychże mediów, że członkiem zarządu PKOl jest Władysław Kosiniak-Kamysz.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.