Czy kowid zmieni politykę? Chyba szkoda, że nie…

Czy kowid zmieni politykę? Chyba szkoda, że nie…

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Dziennik Zarazy | Wpis nr 587 || Ostatnio dywagowałem w felietonie w „Do Rzeczy”, że na razie wyborcy nie karzą polityków kartką wyborczą za kowidowe działania lub/i ich brak.

To fakt – kowid nie bardzo przeorał politykę, nie stworzył nowej jakości. To dziwne, bo przecież odcisnął się wszędzie i fakt, że nie ma to odzwierciedlenia w polityce świadczy jedynie o jej alienacji od rzeczywistości albo o kompletnym ubezwłasnowolnieniu społeczeństw. A raczej i o jednym, i o drugim.

No, bo co politycznie pokazał kowid na świecie, a co nie odbiło się w polityce? Po pierwsze przesunął poważnie granice ingerencji państwa w wolności obywatelskie. Wolność zgromadzeń, wolność prowadzenia działalności gospodarczej, przemieszczania się, wojenna narracja skoszarowanych mediów to podstawowe rzeczy, których ograniczenie przeszło bez politycznych konsekwencji. Kowidowe praktyki nie tylko zabraniały, czyli zabierały, ale także zmuszały i to do rzeczy kompletnie nielogicznych na podstawie pozasystemowych decyzji, ubranych w pozory nauki. Widać gdzieniegdzie spore demonstracje (o Włoszech we wczorajszym wpisie), ale są one raczej obrazem zdesperowanej reakcji tłumu, niż emanacją samoorganizacji w obronie swych praw. Kiedy dochodzi się do urny wyborczej – wszystko znika, mamy te same elity, które, nie sprawdziwszy się w godzinach próby, pozostają bezkarne, nawet w sensie politycznym, co dopiero mówiąc o odpowiedzialności prawnej.

Kowidowa nuta

Jak to wygląda w Polsce? Ano wszyscy, oprócz Konfederacji, nadają na jedną kowidową nutę. W przypadku władzy to zrozumiałe, ale jeśli chodzi o opozycje to już kompletnie niepojęte. Ta, by kopnąć PiS jest w stanie nawet zakwestionować integralność państwa, jej Konstytucję, same podstawowe dla państwa sprawy. Z kowidem jest bez żadnej żenady i refleksji. A jak ma na stole ponad 140.000 nadmiarowych ofiar administracyjnych decyzji, to uszy po sobie. Nikt nigdy z jej strony nie zakwestionował jakiegokolwiek elementu pozbawiania swobód obywateli w imię coraz bardziej już wyimaginowanej epidemii. Jeżeli już tak było, to w kierunku odwrotnym – że za mało się dociska, zamyka i maskuje. A więc mamy to do czynienia z dziwnym kowidowym porozumieniem ponad podziałami, które znikają i tak na imprezach typu Mazurek.

Pozostaje więc Konfederacja. Przezywana od foliarzy i antyszczepionkowców. Ofiara własnej pryncypialności w konfrontacji z polityką, która nie chce słuchać podstawowych faktów, że król jest nagi. Że lockdowny doprowadziły do upadku tysięcy firm zatrudniających ludzi i płacących podatki, że polityka sanitarna rządu doprowadza do masowej utraty odporności na wszelkie choróbska, że w kowidowej modzie zaciągamy niespłacalny (poza ofiarami) dług zdrowotny, ciążący nad nami przez lata, że szczepionkimaski nie działają. Takie tezy, nawet z poparciem naukowych autorytetów, będą zakrzyczane. Po prostu zbyt dużo się już stało i zainwestowano w fałszywe narracje, by teraz zawrócić. A więc Konfederacja jest przedstawiana jako oszołomstwo, ale zobaczmy jak to się może przekładać na politykę. Głównie w przyszłości.

Skupmy się na Polsce, bo co do reszty świata to, przynajmniej mi, brakuje kompetencji. Czy temat kowida i postawy wobec niego może być na tyle różnicujący, by złożyć z tego projekt polityczny? Teoretycznie tak, praktycznie – chyba nie. Czemu teoretycznie tak? No, bo policzmy z czym mieliśmy do czynienia. Jak pisałem – praktycznie cała klasa polityczna dała ciała, ponad podziałami, a więc potencjalne wnioski wypływające z kowidowych zachowań klasy politycznej miałyby zakres wręcz… systemowy. Po prostu III RP się nie spisała. A teraz: co zawiodło? Bezkarność decyzji i decydentów, brak transparentności, korupcyjne afery i konteksty decydentów, straszenie obywateli, kompletne niezrozumienie działania gospodarki, polityka stymulowanej niepewności i omnipotencji już nawet nie państwa, ale jakiejś pozasystemowej grupki uzurpatorów. Polityka od ściany do ściany, zamykanie całego kraju, wybranych obszarów, branż. Niepoparte żadnymi dowodami, a już na pewno nie dyskursem.

I to najbardziej boli, że nie dopuszcza się dyskusji nad rozwiązaniami, co daje asumpt do podejrzeń o ich manipulacyjny charakter, skoro istnieje obawa co do oficjalnej konfrontacji poczynań z osądem suwerena. I to, że wszystko zostało oparte właściwie na jednym, podłym argumencie, który zluzował państwo z obowiązku oglądania się na konsekwencje – przyzwoleniu ze strony części społeczeństwa na takie ekscesy z powodu (stymulowanej w dodatku) koronapaniki. Wystarczyło tylko to, by państwo ujawniło swoje autorytarne zapędy (i tu – już w skali światowej – wszędzie, i to bez różnicy jak demokratyczny byłby system). Współczesna władza szerząc panikę inwestuje w swoją bezkarność. A więc mamy tu pokłady politycznych postulatów naprawy państwa z takimi inklinacjami i wadami.

Sprzedawanie wolności

Czemu więc praktycznie nic z tego nie będzie? Ano dlatego, że w odsprzedawaniu swej wolności za poczucie bezpieczeństwa byliśmy już mocno trenowani i przed kowidem. Teraz tylko on to wszystko przyspieszył. A więc byliśmy gotowi. Nóż tylko szybciej zaczął wchodzić w społeczne, roztopione strachem masło. A więc nikt tego nie postrzega, że coś mu tam zabrali. Czyli suweren dalej będzie wysadzał pociągi w starej wojnie, choćby to były już tylko puste atrapy konfliktu wojny polsko-polskiej.

Ale – choćby dla zabawy – policzmy elektoraty. Ja myślę, że z połowa Polaków, która się nie chce zaszczepić to baza. Uważa ona co najmniej, że wpychana różnymi drogami szczepionkowa akcja jest nic nie warta, a grono to powiększy się o tych, którzy po dwóch strzałach nie zdecydują się na powoli wpierany – trzeci. Ci będą nawet bardziej radykalni, jak to w przypadku osób, które orientują się, że zostały oszukane. Do tego, co się zdarza w krajach protestujących, są również zaszczepieni, co z busolą wolności dobrze nastrojoną, dołączają także do niezaszczepionych protestujących wobec obostrzeń. Ci zaszczepieni nie łączą, jak chciałyby media, faktu swego zaszczepienia z przynależnością do innej grupy, skonfliktowanej z nieszczepami. A więc mamy grupę sporą. Do tego dodałbym ultrasów, których system „sprawdził” na kowida. To nie tylko rodziny i bliscy 140.000 ponadnadmiarowych ofiar ujednoimiennionej służby zdrowia, ale klika razy więcej tych, co przeżyli takie eksperymenta, zaś kontakt z państwową służbą zdrowia, oszalałą na punkcie kowida, pozostanie długo w ich pamięci. Mamy też podgrupy – małych zalockdownowanych na śmierć przedsiębiorców, wszystkie branże, które dostały mocno po karku. A jak jeszcze inny podział? Rodzice skoszarowanych dzieci na zdalnej nauce, depresyjni zalkoholizowani dorośli? Czy oni też będą wszystko wybaczać władzom w imię Wielkiego Strachu i że „tak trzeba było”, bo inaczej sterty trupów na ulicach?

Pamiętajmy, że, oprócz długu zdrowotnego, mamy także dług panikarski, zaciągnięty indywidualnie wobec każdego z osobna, lub tych choćby tylko tych, którzy dali się wkręcić. To on będzie głównym zasobem, do którego ma się odwołać stary ład polityczny. Po prostu ciężko się przyznać przed sobą, że żyliśmy z własnej woli jak w malignie, bez większego powodu. I będziemy wierzyli wszystkim, którzy utwierdzają nas w słuszności, że tak trzeba było. I, co dziwne i dla mnie wręcz podejrzane – wszyscy mówią, że – i mają rację – nic już nie będzie takie samo PO kowidzie, ale raczej (bo to się nigdy nie skończy) PRZEZ kowida. Cały świat się zmienił, ale jakoś wychodzi, że cudem klasa polityczna ostanie się nietknięta – nikt nie poniesie choćby politycznej odpowiedzialności, nawet opozycja, która nadawała co najmniej tak samo, nie zastąpi rządzących „za karę”. Wszystko pozostanie jak było, ta sama wojna, te same plemiona.

Przeszliśmy najcięższą próbę w cywilizacji (śmiem twierdzić, że porównywalną, a czasami co do trwałości skutków, cięższą niż wojny) i nic. Co świadczy o tym, że – jak pisałem wyżej – formuła polityczna nie odzwierciedla rzeczywistości. Jest czystym teatrum odgrywanym ku uciesze (ostatnio strachowi), maluczkich. Toczy się swoimi torami, wewnętrzną dynamiką, która ma coraz mniej wspólnego z tym, czym żyją ludzie. Ale ci… wciąż na nią głosują.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Czytaj też:
"W pandemii jest jeszcze gorzej". Tragiczne wyniki służby zdrowia
Czytaj też:
Z ziemi włoskiej do Polski?

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także