Kto się cieszy z wolnych (?) mediów

Kto się cieszy z wolnych (?) mediów

Dodano: 
Facebook, zdjęcie ilustracyjne
Facebook, zdjęcie ilustracyjneŹródło:Flickr / Stock Catalog / (CC BY 2.0)
"Dziennik zarazy" | Wpis nr 663 || Nie dalej jak przedwczoraj poczyniłem wpis o tym posługując się jakimi zasadami Facebook cenzuruje treści, banuje wpisy, profile i kasuje grupy. No i znowu wykrakałem, bo dziś (w środę) gruchnęła wieść, że zamknięto profil partii Konfederacja.

Tak, 670.000 użytkowników poszło na zieloną cyfrową trawkę i szlus. Odbyło się wielkie larum hipokryzji, zaraz o tym poniżej, ale zdziwiony jestem zdziwionymi. To wyście naprawdę kochani myśleli, że medium, które wykończyło i banowało funkcjonującego prezydenta USA będzie miało jakieś skrupuły, by wywalić profil jakiejś niszowej partii z jakiegoś Bantustanu? Karmimy przecież codziennie tego potwora, rozrasta się on i jedyna nadzieja, jaką teraz jeszcze możemy mieć, to żeby nas nie zauważył. Ale dość biadolenia, bo ten przypadek pokazuje jedną ciekawą rzecz w naszej rzeczywistości, a nawet może i dwie.

Po pierwsze – tu się wielu wrogów Konfederacji z niej śmieje – miała się Konfederacja dać złapać we własne, liberalne, sidła. Wypomina się, że to właśnie ona była rzeczniczką obrony wolności w decyzjach gospodarczych. Ujmowała się za hotelarzami, drukarzami czy fryzjerami, którzy z powodów (w tym wypadku ideologicznych) własnych przekonań nie chcieli obsłużyć jakiegoś klienta. Konfederacja uważała, że łamie to podstawowe wolności i dowolny przedsiębiorca może wywalić od siebie ze sklepu dowolnego klienta, bo nie musi go obsłużyć jak mu się nie chce. Klient – tu założenie idealistyczne, ale do tego wrócimy – może sobie pójść do innego przedsiębiorcy, tam być obsłużony, bo tak działają obiektywne prawa rządzące ruchami niewidzialnej ręki rynku. I teraz beka z Konfy, bo Fejsik zrobił to samo. Czyli wywalając Konfederację od siebie miał do tego prawo, które sama Konfederacja mu przyznała i którego broniła.

Teoretycznie tak, pod warunkiem jednak, że klient ma gdzie pójść. Jak nie ma – jest to wykorzystywanie swojej pozycji monopolistycznej i potencjalny obiekt działań antytrustowych. A tak jest w rzeczywistości. To znaczy – ruch Fejsa oznacza, że widzi, iż może on sobie na to pozwolić. Co najmniej z dwóch powodów – bo jest silny i klient nie ma gdzie pójść, po drugie – bo widocznie olanie 670.000 ludzi z ich potencjałem monetyzowania tego ruchu to dla niego pikuś, bo pieniądze zarabia gdzie indziej niż na takich leszczach. Tyle pierwsza sprawa.

Druga – to hipokryzja tak śmiejących się. Toż oni mówili inaczej niż wtedy Konfederacja, czyli, że taki drukarz to nie ma prawa odmówić gejom drukowania ich ulotek. No to teraz mówią odwrotnie – Fejsik-drukarz tym razem MA prawo odmówić Konfie, by ta nie mogła korzystać z jego usług. Napisał przecież sobie (chciałbym zobaczyć żywot publiczny drukarza, który by w regulaminie swej drukarni napisał, że nie obsługuje gejów) w swoich zasadach (odsyłam do poniedziałkowego wpisu mego) za jakie kowidowe bzdury będzie wywalał od siebie. I wywalił. A więc Konfa wiedziała co jest grane, nie pilnowała się i teraz ma za swoje. O co kaman?

Tak mówią ci sami ludzie, którzy niedawno tysiącami wyszli na ulice, by bronić wolności mediów. Oczywiście wszystkich, bo przecież nie interesów jednej stacji telewizyjnej. No, ale maski (sic!) spadły. To nie chodzi o „wolne media”, tylko NASZE media. No, bo jak przyszli po media nie nasze, to zasada przestała obowiązywać. Ba – okazuje się, że to dobrze. Że kwestia wolności mediów to sprawa sytuacyjna zależąca od dialektycznego podejścia Kalego POstępowego. Jak gnębią naszych to jest giewałt, jak naszych wrogów to słuszne. Kto chce wierzyć jeszcze w autentyczność tych walk w obronie wolności słowa?

Postępowcy i lewicowcy mają tu swego wielkiego sojusznika. Media są kompletnie zlewaczone i działają wręcz totalitarnie na skalę światową. Czerwoni mogą tam pleść bzdury, obrażać, szkalować do woli, ale prawicowe treści są codziennie oglądane pod światło przez anonimowych „weryfikowaczy” i możesz pan pisać na Berdyczów jak cię zbanują. Plecie się coś o automatyzacji odsiewu treści wrażych, o sztucznej inteligencji, algorytmach, które przesiewają… właśnie, co? Ziarna prawdy od plew kłamstw? A wedle jakich kryteriów? Przecież sztuczną inteligencję nie programuje co do pracy inna sztuczna inteligencja (do tego, lemowskiego poziomu JESZCZE nie doszliśmy), ale żywi ludzie, ze swoimi – jak widać mocno zideologizowanymi – poglądami. Coraz bardziej wcale nie sztucznymi, a nie wiem czy inteligentnymi.

Hehehe…, podśmiewują się z Konfy. Samiście chcieliście, to teraz macie. A że was nigdy nie lubiliśmy, to tylko się można cieszyć, że wam dowalili. Ale to taktyczna ślepota, bo ten system jak zamknie dziś Konfę, to jutro może zamknąć i inną, bardziej centrową stronę. Ba, może zamknąć i lewacką, bo kryteria poprawności ciągle ewoluują i to w stronę coraz bardziej radykalną. W tych mechanizmach powoli jest tak, że albo jesteś zamykany, albo zamykasz innych. Nie wiem, czy ci, co się dzisiaj cieszą z tego, wiedzą o tym, jakiego w gruncie rzeczy wyboru dokonali.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy dostępne na blogu "Dziennik zarazy".

Czytaj też:
Konfederacja zablokowana. "Ingerencja w proces wyborczy"
Czytaj też:
Karwelis: Jezu, jak ja bym chciał, żeby tak było

Źródło: Dziennikzarazy.pl
Czytaj także