Jakie znaczenie miała Pańskim zdaniem wizyta Andrzeja Dudy oraz prezydentów Litwy, Łotwy i Estonii na Ukrainie?
Jan Parys: Spotkanie w Kijowie było bardzo ważne ze względu na okoliczności. Ukraina znajduje się w przededniu najważniejszej bitwy w swojej najnowszej historii. Ta wizyta pokazała również, których polityków prezydent Zełenski traktuje jako swoich najwierniejszych sojuszników. To także dowód, że Ukraina dotychczas mogła liczyć na Polskę i kraje bałtyckie.
Do Kijowa chciał udać się np. Frank-Walter Steinmeier, ale Zełenski nie chciał, aby prezydent Niemiec gościł na Ukrainie.
Myślę, że to jest wyraz głębokiego rozczarowania, które dyplomacja ukraińska odczuwa, patrząc na politykę Niemiec z okresu ostatnich siedmiu lat oraz na rolę samego Steinmeiera w rządach, w których brał udział, inicjował prorosyjski kierunek polityki niemieckiej. Wszelkie obecne słowa Steinmeiera wspierające Ukrainę nie brzmią wiarygodnie w momencie, kiedy się pamięta o tym, jaką postawę zajmował wobec Rosji poprzednio. W związku z tym nie dziwię się, że władze w Kijowie podjęły taką decyzję, ponieważ nie stać ich w tej chwili na sztuczne, fałszywe gesty. W tym momencie Ukraina potrzebuje realnej pomocy i prawdziwych przyjaciół, a nie hipokrytów.