Jak to jest z unijną "praworządnością"?

Jak to jest z unijną "praworządnością"?

Dodano: 
Flaga Unii Europejskiej przed siedzibą Europejskiego Banku Centralnego
Flaga Unii Europejskiej przed siedzibą Europejskiego Banku Centralnego Źródło:PAP / RONALD WITTEK
Praworządność to hasło wytrych, za pomocą którego część przedstawicieli Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego regularnie atakuje Polskę.

Wtóruje im wielu polityków rodzimej opozycji. Jednak mimo tej nagonki, nietrudno udowodnić, że nasz kraj w unijnych statystykach wypada w zestawieniu przypadków łamania unijnego prawa niemal identycznie jak Niemcy. Tyle, że Niemcom, rzecz jasna, wolno więcej.

Z opublikowanego właśnie raportu Komisji wynika m.in., że większe problemy z praworządnością stwierdzono np. we Włoszech, Grecji, Portugalii czy Belgii. Jednak na cenzurowanym są przede wszystkim Polska i Węgry. Taka świecka tradycja.

W najbardziej miarodajnym porównaniu owego raportu – średniej spraw rocznie – Polska jest na 11. miejscu, tuż przed Niemcami, które mają niemal identyczną liczbę postępowań o naruszenie unijnych przepisów. Przed nami są m.in. Hiszpania, Francja i Czechy. Im jednak nikt nie wypomina „defektów" praworządności. To zarezerwowano dla Polski, której znaczenie w Europie rośnie.

Komisja Europejska domaga się m.in., by to w Polsce zostały rozdzielone funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. – Tu nie chodzi o praworządność, ale o zmianę władzy, która ma mandat demokratyczny w Polsce. Eurokraci dążą do powrotu Donalda Tuska – podsumował te żądania minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro.

Dodatkowa kontrola Parlamentu Europejskiego

Najnowszą odsłoną ataku na Polskę jest nagła „wizyta kontrolna" w Warszawie deputowanych z Parlamentu Europejskiego, jeszcze przed wypłatą unijnych środków z funduszu odbudowy. Członkowie Komisji Kontroli Budżetowej Parlamentu Europejskiego postanowili sprawdzić, czy rząd Zjednoczonej Prawicy właściwie wydaje środki europejskie i na co je przeznacza.

Delegacji przewodniczy Niemka Monika Hohlmeier. Pytana przed wyjazdem przez dziennikarzy o cel tej misji powiedziała, że istotne jest, aby przedstawiciele Parlamentu zobaczyli, jak fundusze UE są wydawane w terenie i co robi się, aby odpowiednio chronić interesy finansowe Unii.

Wcześniej podobnej „misji prewencyjnej" nie miało żadne inne państwo Unii. A – przypomnijmy – wydawanie środków unijnych regularnie sprawdza Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). I potwierdza w raportach, że Polska jest w czołówce państw wydających te środki zgodnie z prawem. Skutecznie też sprawdza ich przeznaczenie.

Mimo to delegacja PE spotyka się – obok reprezentantów resortu sprawiedliwości - m.in. z wybranymi dziennikarzami, organizacjami pozarządowymi oraz sędziami i prokuratorami reprezentującymi niektóre samorządy zawodowe, a także z prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim. To ich narzekania są traktowane równie poważnie, jak raporty instytucji unijnych.

Zatem prezydent stolicy może się pożalić np. na to, że ma zbyt mało pieniędzy na drugą linię metra w Warszawie. A Rafał Trzaskowski od miesięcy zabiega w Brukseli, by część środków unijnych trafiała do samorządów czy organizacji pozarządowych z pominięciem polskiego rządu.

Dodatkowo polscy dziennikarze przyjrzeli się karierze stojącej na czele parlamentarnych kontrolerów Monice Hohlmeier. Jak poinformowała TVP Info, córka wieloletniego premiera Bawarii Franza Josefa Straussa przed laty została zdymisjonowana z funkcji ministra edukacji Bawarii po aferze z fałszowaniem wyborów w monachijskiej CSU. Hohlmeier twierdziła wówczas, że padła ofiarą partyjnych intryg.

Parlament Europejski uchylił jej też w 2019 r. immunitet, bo brała udział w wypadku drogowym i uciekła z jego miejsca. Niedawno z kolei jej przyjaciółka, także córka znanego niegdyś polityka CSU - Andrea Tandler szybko wzbogaciła się w czasie pandemii o miliony euro przy okazji afery z zakupem maseczek. Czy to zapewnia najlepsze kwalifikacje, by kontrolować innych?

Podwójne standardy i brak solidarności

Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta, który spotkał się z delegacją komisji PE, zwrócił uwagę na podwójne standardy stosowane wobec Polski. Przedstawił też gościom szczegółowo, jak wygląda procedura powoływania sędziów w Polsce, zwłaszcza wobec niemal identycznych rozwiązań w Hiszpanii oraz znacznie większym niż w naszym kraju udziale polityków w wyborze sędziów w Niemczech.

– Kiedy wskazywaliśmy reprezentantom Niemiec i Hiszpanii, że to ich instytucje wymiaru sprawiedliwości są bardziej upolitycznione, usłyszeliśmy, iż nie ma konieczności oceny ich systemów, bo oni mają długie tradycje prawne – relacjonował minister. – Europarlamentarzyści nie wiedzieli nawet, że polscy sędziowie mają immunitet – dodawał.

Członkowie delegacji wiedzą, że w Niemczech jest „wyższa kultura prawna". Merytoryczna dyskusja z takimi argumentami nie ma większego sensu. W dodatku Niemcy – choć wspierały Rosję finansowo, budując gazociąg Nord Stream 1 i 2 - ignorując interesy innych krajów UE, dziś, gdy Moskwa zakręciła im kurek, domagają się solidarności europejskiej. Ta polegać zaś ma na podzieleniu się gazem przez inne kraje z gospodarką najsilniejszego kraju w Unii.

Za to sami Niemcy regularnie swą "solidarność" demonstrują. Zwłaszcza nie wysyłając broni Ukrainie czy starając się blokować najbardziej dotkliwe sankcje dla Rosji. I choć rząd federalny zapewnia, że nie będzie narzucania pokoju Ukrainie (a ta kandyduje już do UE), to właśnie z Niemiec płyną głosy, by zakończyć wojnę jak najszybciej. Czyli przyjąć co najmniej część żądań Rosji.

Premier niemieckiego landu Saksonia Michael Kretschmer opowiedział się właśnie za "jak najszybszym zamrożeniem wojny na Ukrainie". Dlaczego? Bo przez "co najmniej kolejne pięć lat" Niemcy będą potrzebować surowców z Rosji. O solidarności europejskiej nie ma więc mowy, a różne standardy dla różnych państw to w Unii norma, nie wyjątek. Przy ocenie „praworządności" też nie ma co na liczyć na sprawiedliwe traktowanie. Jak zwykle, liczą się interesy najsilniejszych. Także dlatego warto budować własną potęgę polityczną i gospodarczą. Wtedy polski głos słychać dalej i donośniej.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także